Rozwijane menu

19 sierpnia 2016

Dziewczyna z blizną #8

Gdy obudziłam się następnego dnia, czułam sie potwornie. Tomek jak zwykle wrócił już do siebie, więc mogłam wtulić się jedynie w małego misia - prezent od dziewczyn z Domu Dziecka.
Leżałam tak i, wdychając zapach pluszaka, wspominałam wczorajszy dzień.
Ledwie ją poznałam, nie zdążyłam nawet upewnić się, czy to ona, a już jej nie ma. 
Teraz zostal mi tylko ojciec... Człowiek, który wpakował mnie w to wszystko. To przez niego nie miałam rodziny. 
Była to jednak ostatnia osoba, która moga mi cokolwiek o mnie powiedzieć. Jakaś część mnie po prostu musiała go odnaleźć. 
Spędziłam więc cały dzień na szukaniu informacji o zabójstwie swojej matki. Widziałam okropne zdjęcia zakrwawionego chodnika i mezczyzny prowadzonego w kajdankach. 
„Mój ojciec” - pomyślałam z obrzydzeniem.
W koncu na jednej z fotografii udało mi sie dostrzec więzienie. Choć 16 lat temu budynek wyglądał trochę inaczej, bez problemu rozpoznałam to miejsce.
Chciałam pojechać tam z samego rana. Musiałam się z nim spotkać... Może spróbować zrozumieć...
Ale na pewno nie sama.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak poprosić o pomoc Tomka. Rozczesałam włosy, znalazłam jakieś czyste ciuchy i poszłam prosto pod drzwi mieszkania nr 24. 
Otworzyła mi... Sonia. 
- A... Alicja... - wyszeptała piskliwym głosikiem i wtuliła się we mnie.
- Wszystko w porządku? Jest Tomek?
Mała podniosła głowę. Dopiero teraz zauważyłam, że płacze.
Spojrzałam wgłąb mieszkania i zrobiło mi się słabo. Odsunęłam Sonię i przeszłam korytarzem do kuchni. To co tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. 
Na podłodze leżał ojciec Tomka, boleśnie wykrzywiony, w zaschniętej kałuży krwi.
- O Boże... - wyszeptałam, zasłaniając oczy dziewczynce.
- Alicja?! Co Ty tu... - usłyszałam zza pleców głos Tomka.
- Co tu się stało? - spytałam ze spuszczoną głową, a z oczu bezwiednie płynęły mi łzy.
- Ja... To nie tak... - chłopak głośno przełknął ślinę.
Powoli odwróciłam się i spojrzałam na niego. Na białym t-shircie ostro kontrastowały mu czerwone plamy krwi. 
- Ty idioto!!! Co Ty zrobiłeś?! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego, uderzając go pięściami.
Chwycił moje dłonie i przycisnął do siebie. Szarpałam się chwilę, ale w końcu wtuliłam w niego głowę, czując okropny, metaliczny zapach.
- Ja po prostu... Byłem pijany, okay? Poniosło mnie... - szlochał.
Na samo wyobrażenie tej sytuacji zrobiło mi się niedobrze. Na dodatek mówił o tym z taką lekkością.
Nagle zdałam sobie sprawę, że się go boję. Jest takim samym potworem jak mój ojciec... 
Odsunęłam się od niego, wzięłam Sonię za rękę i wyszłam bez słowa. 
- Alicja! Przepraszam! Ja... Ja Cię kocham! Musisz mi teraz pomóc! - słyszałam jego rozpaczliwe, oddalające się krzyki i mocno zagryzałam wargę, by to wytrzymać. 
Zabrałam dziewczynkę do swojego mieszkania, starając się nie dać po sobie nic poznać sąsiadom, których mijałyśmy po drodze.
Gdy tylko zamknęłam za nami drzwi, mała usiadła na kanapie i zaczęła opowiadać.
- To... to było dziś w nocy... spałam. Nie wiedziałam, że Tomek wrócił. Rano, gdy się obudziłam, chciałam zrobić sobie herbatki i... - zająknęła się - ... i zobaczyłam tatę.
Nie wiedziałam co powinnam jej powiedzieć, więc usiadłam, przytuliłam ją i po prostu milczałam. 
- Jadłaś coś? - spytałam po chwili, by rozładować napięcie. Przeżywałam w końcu swoją własną tragedię. Obydwie dziś kogoś straciłyśmy.
Dziewczynka pokręciła przecząco głową. 
- Zaczekaj, zrobię Ci kanapkę...
- Nie idź! - histerycznie krzyknęła mała, gdy tylko spróbowałam wstać.
- Dobrze, już dobrze - wyszeptałam, gładząc ją po głowie.
Wiedziałam, że moja wizyta w więzieniu będzie musiała poczekać.


12 sierpnia 2016

Dziewczyna z blizną #7

*na początku chciałam tylko wtrącić, że następny rozdział prawdopodobnie pojawi się dopiero w czwartek, ponieważ jutro wyjeżdżam :)*
~~~
- Co zamierzasz zrobić? - spytał mnie rano Tomek, podając kubek z herbatą.
- Nie wiem... Ta kobieta nie dała mi nawet swojego numeru telefonu... - westchnęłam, biorąc pierwszy łyk.
- Nie do końca. Przeglądałaś tę gazetę? 
- Nie miałam do tego głowy... Jest tam coś ciekawego?
- Staruszka najwyraźniej napisała swój numer nad tytułem artykułu o anonimowym dziecku. Problem w tym, że ten fragment zamókł i kilku cyfr nie umiem rozczytać - zamyślił się nad gazetą.
Przyglądałam mu się z uwagą.
- Nie stój tak, bo wyglądasz jak Diebenkorn Russell - zaśmiałam się.
- Dobra, w nocy trochę się denerwowałem, ale nie wmówisz mi, że jestem siwy - podszedł do mnie i dał mi buziaka w czoło.
- No może nie do końca - droczyłam się - Daj mi lepiej tę gazetę.
Tomek miał rację. Dwie cyfry były kompletnie nieczytelne. Spędziliśmy więc godzinę na sprawdzaniu wszystkich możliwych kombinacji, aż w końcu znaleźliśmy dobry numer.
- Halo? - spytał młody, damski głos.
- Dz... Dzień dobry? Chyba pomyliłam numery...
- Chciała się Pani dodzwonić do Pani Hani? To jej telefon - dziewczynie niepewnie zadrżał głos.
- Chyba tak... To taka staruszka, em, no wie Pani... Ma mało włosów, jest przygarbiona... - dukałam.
- Jak to staruszka - odpowiedziała krótko, bardziej do siebie, niż do mnie - Myślę jednak, że mówimy o tej samej osobie. Niestety stan Pani Hani nie pozwala jej na prowadzenie rozmów... 
- Słucham? To nie możliwe - ostro zaprotestowałam. Przecież widziałam ją parenaście godzin temu. Może nie wyglądała jak osiemnastka, ale bez przesady...
- Wyszła wczoraj ze szpitala i przeziębiła się. Wróciła cała przemoczona, a przy jej chorobie to nie wróżyło nic dobrego. Przykro mi - zakończyła wyuczonym, lekarskim akcentem.
- Mogłaby mi Pani powiedzieć, w jakim szpitalu leży? Chciałabym ją odwiedzić - nie byłam w stanie jej uwierzyć.
Pielęgniarka podała mi adres miejsca, gdzie, być może, właśnie umierała moja babcia.
Tomek patrzył mi w oczy przez całą rozmowę, próbując wyczytać z nich cokolwiek. Kiedy tylko się rozłączyłam, od razu spytał, co się stało.
- Musimy do niej pojechać. Później ci wytłumaczę - zadecydowałam.
Wzięliśmy taksówkę. Po drodze streściłam Tomkowi całą historię, od czasu, do czasu czując na sobie wzrok puszystego taksówkarza.
Gdy tylko znaleźliśmy się w szpitalu, moje serce zaczęło szybciej bić. Przed wejściem na oddział powitał nas ogromny napis ONKOLOGIA. Tomek mocno chwycił mnie za rękę.
Szliśmy długim korytarzem, mijając otwarte sale z pacjentami. Zawzięcie patrzyłam przed siebie. Nie chciałam widzieć tych chudych twarzy, pozbawionych życia. Myślałam, że nigdy nie dotrzemy do babci. Że będzie już za późno. 
Na szczęście tym razem się pomyliłam.
Nie zrobiła tego jednak pielęgniarka. Pani Hania naprawdę była moją babcią. 
Leżała bezwładnie na śnieżnobiałym łóżku, drżąc delikatnie. Zamglonym wzrokiem widziała coś innego, niż zimne, otaczające ją ściany. Sine usta miała lekko uchylone i co jakiś czas szeptała pod nosem. Była taka... Nieobecna.
- To ona? - szepnął mi na ucho Tomek.
Pokiwałam smutno głową, czując łaskoczące mnie po policzkach łzy. Podeszłam do niej ostrożnie i dotknęłam jej ręki.
Ospale odwróciła głowę w moim kierunku.
- Babciu...
- Zosieńka - powiedziała tak głośno, jak tylko choroba jej na to pozwalała.
Miałam wrażenie, że się uśmiechnęła, choć może to skurcz wykrzywił jej twarz.
- Babciu, musisz mi coś powiedzieć... Mój tata żyje? - spytałam, gorzko przełykając ślinę.
Była bardzo słaba, ale mimo to w jej oczach znów pojawił się błysk gniewu.
- Tak... Robert... Torkowski... W... Więzieniu... - dukała, krztusząc się.
- Dobrze, dobrze, spokojnie - pogłaskałam ją po głowie.
- Moja Zosia - westchnęła z uśmiechem i zamknęła zmęczone oczy.
Uszy wypełnił mi przeraźliwy, ciągły pisk. 
O nie.
- Babciu... Babciu, wszystko w porządku?! - delikatnie potrząsnęłam jej ramionami - Tomek! Idź po lekarza.
Chłopak stał w drzwiach, smutno mi się przyglądając.
- Co tak stoisz?! Idź! - krzyknęłam, zanosząc się płaczem.
Tomek podszedł do mnie i wyprowadził mnie z sali, do której spokojnie szła pielęgniarka.
Dlaczego się nie spieszą? Dlaczego jej nie ratują?! 
Czułam się okropnie. Wtuliłam się w chłopaka i patrzyłam jedynie na jego koszulę. Zapachem jego perfum próbowałam zamaskować odór starych ludzi, lekarstw i śmierci. Ostry pisk wciąż szumiał mi w głowie.
Nie pamiętam, kiedy wyszliśmy ze szpitala, ani jak dostałam się do domu. Pamiętam jednak wszystkie koszmary, które śniły mi się tej nocy. Kolejny raz nie miałam nikogo...
Nikogo, poza Nim...

7 sierpnia 2016

Dziewczyna z blizną #6

Nieznajoma postać coraz bardziej wyłaniała się z wieczornego mroku.
Gdy moje oczy przyzwyczaiły się nieco do ciemności, zdałam sobie sprawę, że stoi tyłem do mnie. Była niska. Choć nie. Była po prostu przygarbiona. Miała kruche, cienkie łydki, które wiatr odsłaniał od czasu, do czasu spod długiej spódnicy. Ręce skrzyżowała na piersi, tak, jak kulące się z zimna dziecko. 
Zrobiłam jeszcze kilka kroków w przód i zauważyłam jej przerzedzone, białe włosy.
- Przepraszam - szepnęłam, ale ani drgnęła - Przepraszam! - powtórzyłam głośniej.
Opuściła ramiona i nasłuchiwała, jak zagrożone zwierzę. Powoli odwróciła się. Jej pomarszczona starością twarz zaczęła się rozluźniać, by po chwili wykrzywić się w szerokim uśmiechu. Tym samym, który widziałam podczas urodzin...
Wyciągnęła w moją stronę drżące ręce, a ja przed oczami miałam jedynie koślawo napisany list.
- Dziecinko... - wyszeptała, opierając pachnące kremem dłonie na moich policzkach.
Instynktownie odsunęłam się.
- Kim pani jest? - mówiłam przez zaciśnięte mocno zęby.
- Zosiu! Tak wyrosłaś! - powtarzała, jakby w amoku, znów wyciągając ręce.
- Proszę mnie nie dotykać. Kim pani jest i dlaczego nazywa mnie pani Zosią?! - zacisnęłam wściekle pięści.
- Co on ci zrobił?! - obróciła moją głowę, by dokładnie widzieć bliznę na policzku.
- Pani jest wariatką! - krzyknęłam.
- Przepraszam... Po prostu tak dawno cię nie widziałam... Zosiu... Zosieńko... 
- Pytam ostatni raz, kim pani jest, do cholery?! - spojrzałam głęboko w jej oczy.
- Twoją babcią, Zosiu - uśmiechnęła się ciepło.

2 sierpnia 2016

Wakacje 2016 - spełnienie marzeń i urzeczywistnienie koszmarów w jednym.

Bonjour!
Chcieliście, więc jest - relacja z Paryża! 
9 lipca 2016 r., koło godziny 6:00, wyjechałam z domu. Jak zwykle, na wakacje jechaliśmy własnym samochodem. Tym razem wybraliśmy Hiszpanię. Niemal 24 godziny jazdy w czteroosobowej grupie, na dodatek z psem. Niewykonalne. Dlatego też postanowiliśmy zorganizować sobie nocleg. Oczywiście musiał być on w Paryżu! Nie potrafiłabym być tak blisko i nie odwiedzić mojej ukochanej stolicy!
Sprawa nie była jednak aż tak prosta. Termin naszego pobytu w Paryżu miał obejmować 9, 10 i 11 lipca. No właśnie... 10 lipca... Dzień finału Euro 2016! Jak można się domyśleć, ceny noclegów w tym dniu były ogromne.
Nie pozostało nam więc nic innego jak 18 dzielnica - Montmarte. 
Hotel nie zapowiadał się zbyt dostojnie, ale przecież to tylko dwie noce! Nie potrzebujemy luksusów.
Jednak to, co miało nas czekać na miejscu, było gorsze, niż wszystkie nasze koszmary.
Problemy zaczęły się już przy wjeździe do miasta. Ogromne korki, upał, myląca ulice nawigacja... Aż nagle mój pies zaczyna się dusić. Charczy, nie może nabrać powietrza, trzęsie się. Dodam tylko, że to Cavalier, a one mają bardzo słabe serca. Myślimy sobie: No nic innego... Udar.

Dziewczyna z blizną #5

Gdy się obudziłam, Tomka już nie było.
Westchnęłam.
Z resztą czego innego mogłabym się spodziewać? Napił się, wyżalił, a gdy wytrzeźwiał dotarło do niego co zrobił i uciekł. Nic w tym dziwnego.
Poskładałam rozrzuconą na kanapie pościel i zaniosłam ją do sypialni. Po drodze wtuliłam jeszcze twarz w jego poduszkę, znów czując ten ostry zapach alkoholu. 
Podeszłam do lustra i spojrzałam w nie. 
„Kim jesteś?” - zapytałam własne odbicie.
Nie odpowiedziało. Nie znało odpowiedzi. Nikt jej nie znał. 
Pochyliłam się i dotknęłam dłonią blizny na policzku. Chciałam wyczytać z niej cokolwiek, cokolwiek sobie przypomnieć. Tomek miał rację - to musiało strasznie boleć. Jak mogłam zapomnieć coś takiego?
Stałam tak, niestety, na próżno. Jedyne, o czym mi przypomniała, to ciepło drżącej ręki pijanego chłopaka.
Na wpomnienie tej chwili, poczułam, że skręca mi się żołądek. Odwróciłam wzrok. 
Spojrzałam w stronę drzwi wejściowych. Pod nimi zauważyłam małą kopertę. Zdezorientowana podeszłam bliżej i otworzyłam ją.

1 sierpnia 2016

Dziewczyna z blizną #4

Bonjour!
Wróciłam! Mogłabym się Wam teraz tłumaczyć, jak cholernym leniem byłam przez ostatnie dwa miesiące, ale myślę, że nie po to tu przychodzicie, więc po prostu zacznę pisać kolejny rozdział ;) 
P. S. W końcu odwiedziłam... Paryż! Jeśli chcecie dowiedzieć się trochę o moich przeżyciach, to zostawię dla Was ankietę. Wystarczy, że zaznaczycie opcję „Chcę!” :).
~~~~~~
Zadrżałam na widok staruszki. 
„To na pewno głupi przypadek” - pomyślałam, ale sprawdziłam, czy drzwi do mojego mieszkania są zamknięte. Choć były, to wciąż czułam się niepewnie. Usiadłam więc do komputera, włączyłam facebooka i znalazłam dawną konwersację z przyjaciółkami z Domu Dziecka.
Ja: Dziewczyny, jesteście?
Stukałam nerwowo paznokciami w blat biurka, czekając na odpowiedź.
Gośka: Yup.
Kaśka: :)
Ja: Wiecie co, chyba zwariowałam. Pamiętacie jak opowiadałam Wam o dziwnej kobiecie w dniu moich urodzin?
Gośka: Yup.
Ja: -,-

22 maja 2016

Dziewczyna z blizną #3

Ostatnie dwa tygodnie minęły niewytłumaczalnie szybko. Przeprowadzka, pożegnania, łzy, strach - to wszystko miałam już za sobą.
Odstawiając ostatni karton z rzeczami na podłogę nowego mieszkania, zamyśliłam się. 
Co dalej? - pomyślałam.
Podeszłam do okna i oparłam odkształcone od dźwigania dłonie na parapecie. Mieszkałam na przedmieściach, na 6 piętrze, więc mogłabym mieć całkiem niezły widok. Mogłabym, gdyby nie wieżowiec, ustawiony równolegle do mojego. Dzięki niemu doskonale widziałam co robią moi sąsiedzi z naprzeciwka (choć, jak się później okazało, wcale nie chciałam tego wiedzieć - to chyba nimfomani!), ale nic poza tym.
No dobra, prawie nic. Pomiędzy dwoma wieżowcami znajdował się mały, zardzewiały plac zabaw. Nikt się już na nim nie bawił, co zresztą nie dziwi. Wiatr z każdym podmuchem poruszał skrzypiące nędznie huśtawki, pomalowane niegdyś błękitną farbą, która dziś odpadała płatami z metalowych elementów. Czerwona od rdzy zjeżdżalnia była dziurawa jak ser. Stabilny dawniej płot opierał się bezsilnie o stojące obok, potężne drzewo. 
Smutny, zapomniany plac zabaw wyglądał zawsze tak samo, choć kartki w kalendarzu zmieniały się jedna za drugą.

15 maja 2016

Dziewczyna z blizną #2

- I co teraz planujesz? - spytała mnie Gosia, kiedy wyszłyśmy razem z Kaśką na papierosa.
Stała oparta o stary, zardzewiały trzepak i patrzyła gdzieś w przestrzeń, do której nikt poza nią nie miał dostępu. Zdała sobie sprawę, że się jej przyglądam, więc wyciągnęła do mnie rękę, częstując papierosem. 
Pokręciłam przecząco głową - nie paliłam. Mimo to zawsze wychodziłam razem z nimi. Lubiłam patrzeć jak ich napięte mięśnie rozluźniają się przy pierwszym zaciągnęciu. Ich twarze okrywał dym, który nieprzerwanie łaskotał mnie w nos. Zachodzące słońce zamieniało nas w czarne, tajemnicze postaci, niczym z teatru cieni. Pomimo duszącego w gardło smogu, to właśnie wtedy oddychałam pełną piersią.
- Nie wiem - odpowiedziałam, wzdychając - Chyba rozejrzę się za jakimś mieszkaniem...
- Dziwnie tu będzie bez ciebie - posmutniała Kasia.
Objęłam ją ramieniem i uśmiechnęłam się.
- To tylko dwa lata. Później będziesz mogła do mnie dołączyć. 
- Zimno mi. Wracajmy - przerwała nam Gosia, wcierając niedopałek w ziemię. 
Kiedy byłyśmy już w łóżkach, zaczęłam się denerwować. Moje odejście z ośrodka to kwestia kilku, może kilkanastu dni. Dokąd pójdę? Co zrobię? Opiekunki na pewno mi pomogą, ale potem będę musiała radzić sobie sama.

9 maja 2016

Dziewczyna z blizną #1

Dobrze wiedziałam, że z blizną nie można się urodzić, ale moja była ze mną po prostu od zawsze. Dość ordynarnie zdobiła prawy policzek, ciągnąc się wzdłuż biegnącej tam kości.
Kiedy byłam mała często wyobrażałam sobie jak mogłam ją zdobyć. Rozpatrywałam oczywiście walki ze smokami, czy tajemnicze zaklęcia wróżek. Dzięki niej nie czułam się inna, a wyjątkowa. 
Nigdy jednak nie myślałam skąd tak naprawdę mogła się tam wziąć. 
Nigdy, aż do dnia moich osiemnastych urodzin...
Odkąd pamiętam mieszkam w Domu Dziecka. Nie mam pojęcia co stało się z moimi rodzicami. Gdyby nie lekcje biologii, uznałabym, że po prostu nigdy ich nie miałam.
Moim domem od zawsze był ten zgniłozielony budynek Domu Dziecka, a imię, które nadały mi opiekunki, wrosło się we mnie na stałe. Ze swojego prawdziwego życia nie pamiętam kompletnie nic.
Wiem jedynie, że urodziłam się 14 marca 1998 roku i dziś mam stać się pełnoletnia. 
Z samego rana moje współlokatorki obudziły mnie, piszcząc z podekscytowania.
- Alicja, wstawaj! Wstawaj! - wołały, usiłując sciągnąć mnie z piętrowego łóżka.
Ślamazarnie odgarnęłam włosy z twarzy i podniosłam się.
- O co chodzi? - pytałam, ziewając.
- STOOO LAAAT! STOOO LAAAAT! NIECH ŻYJE, ŻYJE NAAAAM! - zaśpiewały, przekrzykując się.

4 maja 2016

Festiwal Filmów - Spotkań NieZwykłych Sandomierz 2016

Bonjour!
Wiem, że czekacie na kolejne opowiadanie, które nieco zaspojlerowałam Wam na facebooku (www.facebook.com/ParyskaKawiarnia). Jednak to jeszcze nie jest ten dzień, kiedy je poznacie.
Opóźnienie spowodował mój wyjazd do Sandomierza na warsztaty filmowe, w ramach zwycięstwa w konkursie „Dwa srebrne ekrany”. Jako, że wróciłam dosłownie 8 godzin temu i wciąż żyję wspomnieniami, troszkę się Wam na ten temat rozpiszę :)
Tak więc działo się. Wychodziliśmy z pokoi o 9, a wracaliśmy koło 23. Bez przerwy w działaniu, bez przerw na jakikolwiek odpoczynek. Oglądaliśmy mnóstwo nowych, ciekawych filmów i dyskutowaliśmy na ich temat. Chodziliśmy na koncerty, spotkania, gale rozdania nagród... No i oczywiście braliśmy udział w zajęciach warsztatowych.
Pierwszego dnia mieliśmy wybrać sobie jednego z 3 reżyserów, z którym później realizowaliśmy projekt w ramach zajęć. Kandydatami byli: Marcin Bortkiewicz, Robert Turło i Maciej Cuske.
Pan Bortkiewicz miał w planach najkręcenie dokumentu o samotności, a Pan Turło i Pan Cuske połączyli siły, chcąc stworzyć animowany dokument.

13 marca 2016

Nieznajomy pisarz #9 KONIEC

Nigdy w życiu nie wierzyłam w magiczne moce wróżek. Teraz jednak nie pozostało mi nic innego, jak zaciągnięcie porady u jednej z nich.
- Więc uważasz, że twój pokój jest nawiedzony? - pytała ciemnoskóra kobieta, z nienaturalnie wielkimi ustami.
- Tak. Mieszka w nim duch wcześniejszego lokatora - odpowiedział za mnie Arek.
Ręce wciąż mi drżały. Duch? Jaki duch? Przecież to wszystko jest niedorzeczne. 
- Czy domyślacie się, kim był? - dociekała.
- To Edward - powiedziałam beznamiętnie. 
- Przedstawił ci się? - zmarszczyła brwi.
Sięgnęłam posiniaczoną ręką do kieszeni i wyjęłam z niej małą, żółtą karteczkę, po której pisał Edward.
Przyglądała jej się uważnie. 
- Przykro mi, ale nie jestem w stanie wam pomóc - spojrzała na mnie.
- Jak to nie jest pani w stanie?! - zerwałam się z krzesła i uderzyłam dłońmi w drewniany blat jej biurka.
Niewzruszona, patrzyła mi w oczy. Miałam tego dość. Obróciłam się na pięcie i pokierowałam w stronę drzwi.

1 marca 2016

Trening

Ferie dobiegły końca. Pierwszy dzień w szkole minął szybko i w miarę bezboleśnie.
Patrzę na zegarek:
19:30
Mam 10 minut, a w głowie tysiące myśli. Jechać, czy nie? Magda poszła na inną godzinę - nie ma mnie kto zawieźć. 
Mama proponuje podwózkę, ale ja wciąż mam wątpliwości. 
A z resztą... Co mi tam! Jadę.
Wrzucam idealnie wyprasowane kimono do większej kieszeni plecaka. W mniejszej umieszczam butelkę z piciem. 
19:40
Wychodzimy na dwór, a zimne powietrze szczypie nam policzki. Wsiadamy do samochodu, pocierając dłonią o dłoń. Chwilę rozmawiamy, którą drogą jechać, aż w końcu ruszamy. 
Krajobrazy przemijają z każdym kilometrem. W radiu jakiś mężczyzna właśnie wygrał 8 tysięcy. Deszcz cichutko uderza o szybę.
Jednak nie to zajmuje mi teraz głowę. Codzienne sprawy zupełnie mnie przytłaczają. Czy zdążę naszykować się na jutro do szkoły? Czy na treningu nikt jeszcze bardziej nie popsuje mi humoru? Poparzone nogi wciąż trochę mnie pieką. Czy to dobry pomysł, że postanowiłam pojechać?
Te i inne problemy wypełniają mnie od środka.
W końcu docieramy na miejsce. Wysiadam z samochodu, mówiąc mamie, że ją kocham i wchodzę do szkoły.

26 lutego 2016

Nieznajomy pisarz #8

W końcu usłyszałam jego głos w słuchawce.
- Arek! - łkałam.
- Wiki! Jezus Maria! Wszystko w porządku?! - krzyczał przerażony.
- Ta książka... jest chora! Ona chce cię... zabić! - płakałam.
- Co się stało?!
Opowiedziałam mu wszystko - o krzyżu, o krwi, o pustych kartkach. 
- Wiki, musisz stamtąd wyjść. Natychmiast - próbował mnie uspokajać.
- Dobrze... - powiedziałam i podeszłam do drzwi.
Pociągnęłam za klamkę i zrobiłam krok w przód. Nagle drzwi zamknęły się z ogromnym hukiem, powalając mnie na ziemię. Poczułam silny ból w głowie. Szumiało mi w uszach. Rozejrzałam się otępiała. Mojego telefonu nigdzie nie było. 
Usiadłam, sycząc z bólu. Schowałam twarz w dłonie. Czułam się bezradna. Liczyłam, że to tylko sen.
- Czemu mi to robisz?! - krzyczałam wściekle w przestrzeń.
Zero odpowiedzi.

20 lutego 2016

Nieznajomy pisarz #7

Czas na izbie przyjęć potwornie się dłużył. W karetce ratownicy opatrzyli ranę Arka, ale i tak musiał obejrzeć ją lekarz. Na nieszczęście - właśnie operował.
Jedna godzina goniła drugą, a my wciąż nie zostaliśmy przyjęci. Musieliśmy czekać.
Spojrzałam na Arka. Był strasznie blady i mocno przygryzał wargę.
- Przepraszam... To przeze mnie zostaliśmy w domu. Gdybym nie bała się burzy, wszystko byłoby okej - spuściłam wzrok.
- Hej! No coś ty?! - chwycił moją dłoń - Jeśli ktoś tu jest winny, to ta przeklęta książka. Nie my - zmusił się do uśmiechu.
- Ale przecież to tylko książka! O co w tym wszystkim chodzi?! - krzyczałam bezsilnie, chowając twarz w dłoniach.
- Nie wiem... Może to duchy? - spytał.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. 
- Żartujesz? Uderzyłeś się w głowę? Jakie duchy? Mówiłam ci, że przesadzasz z tymi horrorami - popukałam się w czoło.
- Tylko mówię... Ale pewnie masz racje. To bardzo stare książki. Może były pewnego rodzaju pułapką podczas wojny? - rozmyślał pod nosem.
- Wojny w to nie mieszajmy. Edward urodził się w 1946 roku - wyjaśniłam.
- Skąd to wiesz? - zdziwił się - Czytałaś te książki?
- Tylko tę jedną. W dodatku nie całą.
- Była normalna? - pytał.

16 lutego 2016

Nieznajomy pisarz #6

Od Soboty Spadających Książek minął już prawie miesiąc. Przez ten czas, Arek całkowicie rozkochał mnie w sobie. 
Spotykaliśmy się codziennie, a on za każdym razem potrafił mi zaimponować. Był taki... Pomysłowy.
Jeszcze nigdy nie czułam niczego podobnego! Sama myśl o nim sprawiała, że poprawiał mi się humor. W końcu musiałam to przyznać - zakochałam się.
Wszystko inne zeszło na drugi plan. Teraz liczył się tylko Arek. Zakurzone książki samotnie wyczekiwały mojej uwagi, ale to na nic. Miłość do chłopaka zajmowała cały mój czas.
Od dnia, kiedy Arek po raz pierwszy przyszedł do mojego domu, pojawił się tam jedynie kilka razy. 
Zwykle jego wizyty trwały około 5 minut i polegały na czekaniu, aż skończę się szykować. Mojego pokoju unikał jak ognia. Choć nigdy tego nie przyznał, wiedziałam, że, po tamtej sobocie, czuł się w nim dość nieswojo. 
Dziś również nie miało być inaczej. Arek miał przyjść po mnie o 17 i zabrać nas do teatru. Byłam strasznie podekscytowana, ponieważ kochałam spektakle.
Dokładnie o umówionej godzinie, zadzwonił do drzwi. Kiedy mu otworzyłam, zobaczyłam, że jest cały przemoczony. Zdziwiłam się. Zajęta szykowaniem, nawet nie zauważyłam, że na dworze szalała burza.

7 lutego 2016

List do Przyjaciela #2

Drogi Przyjacielu!
Wiem, dawno nie dostałeś ode mnie żadnego listu. Ale bez obaw. Żyję i mam się dobrze. A przynajmniej tak mi się wydaje.
Ostatnio dużo spacerowałam. Powietrze teraz tak pięknie pachnie. Może uznasz, że jestem wariatką, ale kocham obserwować ludzi. Wiem, wiem... Nie brzmi to dobrze. 
Mimo wszystko lubię to robić. Spacerując, często widzę ich w swoich mieszkaniach. Część z nich szykuje właśnie obiad, inni śmieją się, a jeszcze inni kłócą. Zajmują się zwykłymi, mało istotnymi sprawami. Ale za każdym stoi niesamowicie długa historia. Opowieść wyrysowana w ich skupionych twarzach. 
Jak wiele musieli przejść, ile trudnych decyzji podjąć, żeby móc właśnie tutaj i właśnie teraz być dokładnie w tym miejscu? Czy żałują tego, gdzie są? W ilu miejscach byli, jak wiele osób poznali? Ile marzeń spełnili?
Może uznasz to za głupotę, ale o każdej z tych zwykłych osób mogłabym napisać ogromną książkę, ciekawszą, niż najlepsze bestsellery.
W takim razie co upoważnia nas do nazwania kogoś brzydkim, bądź ładnym, głupim, czy mądrym? Zupełnie nic.

4 lutego 2016

Nieznajomy pisarz #5

Bonjour!
Dziś Tłusty Czwartek - jedyny dzień w roku, kiedy możemy się obżerać bez wyrzutów sumienia! :)
Ja niestety nie mogę dać Wam pączka, więc w zamian oferuję kolejny rozdział opowiadania, które chyba naprawdę zaczyna mnie i Was wciągać :D
Miłego czytania!
~~~~~
Jego usta były coraz bliżej moich. Niemal czułam ich delikatne drżenie. Emocje ściskały mi gardło. Myślałam, że zaraz przestanę oddychać.
Był już tuż, tuż...
Nagle na podłogę spadła jedna z książek, wywołując ogromny huk.
Razem z Arkiem podskoczyliśmy z przerażenia. Spojrzałam na niego, a policzki oblał mi gorący rumieniec. Złapał mój wzrok i parsknął śmiechem.
- Zawsze mówiłem, że wolę filmy od książek - powiedział.
Zaśmiałam się.
- Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego tak wiele osób ich nie lubi. Są strasznie niewychowane! - udawałam oburzoną.
Wstałam i podniosłam niesforną książkę. Obejrzałam ją i odłożyłam na półkę. 
- To pewnie przez ten wiatr - podeszłam do okna i zamknęłam je - I tak zaczynało robić się chłodno.
Usiadłam koło Arka i zakręciłam kosmyk włosów na palcu.
- Na czym skończyliśmy? - spytałam z udawaną powagą.

2 lutego 2016

Nieznajomy pisarz #4

- Jak było w szkole? - spytała z uśmiechem mama, przy poniedziałkowym obiedzie.
- Świetnie! - pisnęła moja młodsza siostra.
- Okay - powiedziałam beznamiętnie, skubiąc marchewkę z groszkiem.
- Poznałyście kogoś ciekawego? - dociekała.
- W sumie to tak - odłożyłam widelec - Jeden chłopak, Arek, bardzo mi pomógł, kiedy się zgubiłam.
Dla mamy musiał być to ogromny szok. Zwykle nie zawierałam znajomości tak szybko. A już zwłaszcza nie z chłopakiem.
Nie do końca wiedziała co odpowiedzieć, więc zaproponowała:
- Opowiedz mi coś o nim! Może zaprosisz go w sobotę na obiad? 
*
- I tak to mniej więcej wyglądało - patrzyłam na Arka, a policzki piekły mnie ze wstydu - Próbowałam jej wytłumaczyć, że to głupota, ale się uparła...
Chłopak zaśmiał się.
- Bardzo chętnie odwiedzę cię w sobotę - powiedział i potargał mnie.
Poczułam, jak ogromny ciężar spada mi z serca. Choć uważałam pomysł mamy za  niedorzeczny, gdzieś w głębi duszy chciałam, żeby Arek się zgodził. Lubiłam to dziwne ciepło, które przy nim czułam.

26 stycznia 2016

Nieznajomy pisarz #3

Im bliżej dobrego adresu byłyśmy, tym wolniej szłam. Chłodne powietrze muskało moje drżące z przerażenia dłonie. Kiedy myślałam o nowej szkole, byłam podekscytowana, ale teraz, gdy wreszcie nadszedł ten dzień, najchętniej wróciłabym do domu.
Moja siostra też wyglądała na przygnębioną. Nerwowo obkręcała na palcu sznureczek od plecaka. Zauważyła, że się jej przyglądam, więc spytała:
- Denerwujesz się? 
- Troszkę - odpowiedziałam, nieco mijając się z prawdą.
- Ja też. Gdzie to w ogóle jest? - patrzyła na mnie bezradnie.
- Wydaję mi się, że to ten budynek - wskazałam palcem na wyblakłą, niebieską budowlę przed nami - Zobacz, ma kraty w oknach. Czyli albo to szkoła, albo więzienie.
Mała parsknęła śmiechem, a ja poczułam się dumna, że udało mi się ją rozbawić. Jej radość bardzo mnie odprężała. 
Kiedy stanęłyśmy przed dużymi, szklanymi drzwiami, przytuliłyśmy się. Dalej musiałyśmy już pójść osobno. Wzięłam głęboki oddech i wpuściłam nas do środka. Wręczyłam siostrze jedną z karteczek z planem budynku. Drugą zachowałam dla siebie. Bałam się, że będę musiała pytać kogoś o drogę, a bardzo nie lubiłam tego robić.

19 stycznia 2016

Nieznajomy pisarz #2

Na wstępie chciałabym przeprosić Was za swoją nieobecność, ale jeśli śledzicie moją stronę na Facebooku, to wiecie, że dopadła mnie grypa. Przez ostatni tydzień nie miałam siły ruszyć się z łóżka, a co dopiero pisać opowiadania. Jednak, gdy tylko poczułam się lepiej, od razu wróciłam do Was :)
~~~
Niesamowicie natarczywy budzik wyrwał mnie ze snu. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że całą noc spędziłam na parapecie, trzymając na kolanach książkę. Musiałam czytać do późna.
Ospale spojrzałam na zegarek. 6:42. Miałam godzinę na przygotowanie się do szkoły. Wstałam i ciężkim krokiem podeszłam do lustra w toaletce. Wyglądałam koszmarnie. Brudna, potargana, z ogromnymi sińcami pod oczami... Na pewno nie zrobię dobrego wrażenia. Rozejrzałam się. Na szczęście rodzice przynieśli wszystkie pudła z moimi rzeczami na górę. Musieli to zrobić przed wyjściem do pracy, kiedy spałam. 
Zaczęłam opróżniać kartony jeden po drugim w poszukiwaniu kosmetyków i mojej ulubionej bluzki z napisem „Princess”. W końcu znalazłam wszystkie potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki. Była 7:00. 
- Patrycja! - krzyknęłam, w nadziei, że obudzę siostrę. 
Miałam się nią zająć dziś rano i wyszykować do szkoły.

12 stycznia 2016

Nieznajomy pisarz #1

Nadszedł ten dzień.
Nareszcie mogłam uwolnić się od zatłoczonych ulic miasta. Rodzice w końcu zdecydowali się na przeprowadzkę.
Fakt, tęskniłam za przyjaciółmi z Warszawy. Mimo to czułam się świetnie. Nowe miasto, nowa szkoła, nowi znajomi... Byłam strasznie podekscytowana.
Kiedy wjechaliśmy na właściwą ulicę, mama poinformowała nas:
- Szukajcie numeru 84.
Wielokrotnie wyobrażałam sobie jak będzie wyglądał mój dom, jednak to, co zobaczyłam na miejscu, przerosło moje oczekiwania. Dwupiętrowy budynek z białego drewna, otoczony żywopłotem. Duże okna, obramowane błękitnymi framugami. I to ogromne podwórko, z niewielkim oczkiem wodnym. A przed nim płot ze złotym, nieśmiałym numerem 84. Zaparło mi dech.
- To tu! - za plecami piszczała radośnie moja młodsza siostra - Patrycja. 
Tata uśmiechnął się do niej i zaparkował pod bramą domu. Mała wybiegła z auta i zaczęła skakać. 
- Wiki, no chodź, no chodź! - poganiała mnie.
Wysiadłam z samochodu i powoli podeszłam pod drzwi. Nie mogłam oderwać wzroku od śnieżnobiałych desek. Tata uroczystym ruchem wyjął z kieszeni klucze i wpuścił nas do środka.
- Witamy w domu - powiedział.

10 stycznia 2016

Zmęczoną być...

Bonjour!
Jak się okazuje, nie można cały czas maltretować swojego organizmu zarywaniem nocy i niezdrowym trybem życia. Sama właśnie się o tym przekonuję...
Pare dni temu moje ciało się zbuntowało i teraz odmawia mi posłuszeństwa. Słaniam się na nogach, choruję, mało jem. Ogólnie nie mam na nic siły.
Dlatego też ostatnio mój blog trochę ucichł. Pewnie chcielibyście już poznać nową historię, ale za każdym razem, kiedy próbuję ją wymyśleć rozkojarzam się, albo usypiam. Mam nadzieję, że mimo wszystko nie zniechęcicie się do mnie i będziecie cierpliwie czekać na kolejne posty. 
Może pojawią się już jutro, może za pare dni. To wszystko zależy od tego na ile pozwoli mi mój organizm.
A tymczasem zapraszam Was do polubienia fanpage'u kawiarni na facebooku. Dzięki niemu będziecie mogli na bieżąco dowiadywać się o zbliżających się postach :)
Mercie!
Au revoir.



6 stycznia 2016

Między Niebem a Ziemią #9 KONIEC

Próbowałam usnąć, kiedy płuca przeszył mi ogromny ból. Zaczęłam krzyczeć na całe gardło i rzucać sie po łóżku.
Nie wiem co dręczyło mnie bardziej - cierpienie czy strach. Nie chciałam umierać. Nie teraz, kiedy Tomek tak bardzo mnie potrzebował... Nie bez pożegnania!
Mój rak zdecydowanie miał to gdzieś. Bolesne fale uderzały we mnie coraz mocniej i częściej. Kiedy byłam już na skraju utraty przytomności, zobaczyłam nad sobą przerażoną twarz jednej z pielęgniarek.
Pracownicy naszego szpitala dzielili się na dwa typy. Pierwszy z nich tworzyły osoby, które uważały, że widziały już wszystko i zawsze może być gorzej. Drugi natomiast zwykli, współczujący ludzie, oddani chorym.
Pielęgniarka, która właśnie stała nade mną pochodziła z pierwszej grupy. Nic nie było w stanie zmusić jej do współczucia. Była  twardą, bezwzględną kobietą, odporną na cierpienie innych.
Teraz w jej oczach malował się dziwny żal. Smutek tak głęboki, że gdyby był oceanem, pomieściłby wszystkich ludzi na świecie. W jak strasznym więc musiałam być stanie, skoro zmusiłam tę żelazną damę do płaczu?
Niewidzialny głaz na piersi coraz mocniej odbierał mi oddech. Histerycznie łapałam powietrze, jak ryba, chwilę po wyjęciu z wody.
Zobaczyłam jak ktoś z impetem otwiera drzwi od sali. Za mgłą własnego bólu, dostrzegłam przerażoną twarz Tomka. 
Byłam zbyt zmęczona...
Odpłynęłam.

3 stycznia 2016

Między Niebem a Ziemią #8

Kiedy obudziłam się rano, zobaczyłam, że cały szpital pokrył biały, czysty śnieg. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zapowiadał się piękny dzień.
Spojrzałam na łóżko obok. Jak zwykle puste. Zdziwił mnie jednak fakt, że było idealnie pościelone. Weronika zawsze wychodziła w pośpiechu i nie dbała specjalnie o porządek.
Nagle coś do mnie dotarło. Jej rzeczy także nie było! 
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do sali 22. Niemal wywarzyłam drzwi.
- Tomek! - krzyknęłam.
Chłopak siedział na łóżku. Trzesącymi się dłońmi zakrywał twarz. 
- Siadaj - poprosił.
Smutno opuściłam głowę. Podeszłam do niego. Wstał i objął mnie ramieniem.
- W nocy Weronika... - mówił łamiącym się głosem - już jej nie ma...
Popłakałam się. Wiedziałam, że ten moment nastąpi, ale i tak byłam załamana.
- Czyli to było pożegnanie... - wyszeptałam.
Pokiwał smutno głową. Nie widziałam go w takim stanie od tamtej nocy, kiedy uciekałam przed pielęgniarką. Znów był bliski histerii. Zrozumiałam, że muszę być silna. Dla niego. 
- Nie płacz. Przywyknij - powiedziałam, tak, jak uczyła mnie Weronika.
Uśmiechnął się pod nosem, na wspomnienie jej głosu.
- Pocałowała mnie... - spojrzał mi w oczy.

Instagram