Rozwijane menu

9 maja 2016

Dziewczyna z blizną #1

Dobrze wiedziałam, że z blizną nie można się urodzić, ale moja była ze mną po prostu od zawsze. Dość ordynarnie zdobiła prawy policzek, ciągnąc się wzdłuż biegnącej tam kości.
Kiedy byłam mała często wyobrażałam sobie jak mogłam ją zdobyć. Rozpatrywałam oczywiście walki ze smokami, czy tajemnicze zaklęcia wróżek. Dzięki niej nie czułam się inna, a wyjątkowa. 
Nigdy jednak nie myślałam skąd tak naprawdę mogła się tam wziąć. 
Nigdy, aż do dnia moich osiemnastych urodzin...
Odkąd pamiętam mieszkam w Domu Dziecka. Nie mam pojęcia co stało się z moimi rodzicami. Gdyby nie lekcje biologii, uznałabym, że po prostu nigdy ich nie miałam.
Moim domem od zawsze był ten zgniłozielony budynek Domu Dziecka, a imię, które nadały mi opiekunki, wrosło się we mnie na stałe. Ze swojego prawdziwego życia nie pamiętam kompletnie nic.
Wiem jedynie, że urodziłam się 14 marca 1998 roku i dziś mam stać się pełnoletnia. 
Z samego rana moje współlokatorki obudziły mnie, piszcząc z podekscytowania.
- Alicja, wstawaj! Wstawaj! - wołały, usiłując sciągnąć mnie z piętrowego łóżka.
Ślamazarnie odgarnęłam włosy z twarzy i podniosłam się.
- O co chodzi? - pytałam, ziewając.
- STOOO LAAAT! STOOO LAAAAT! NIECH ŻYJE, ŻYJE NAAAAM! - zaśpiewały, przekrzykując się.
Kaśka trzymała w dłoniach mały, samodzielnie wykonany tort z koślawym napisem „18” i jedną nieśmiałą świeczką na środku.
- Dziękuję. Jesteście kochane - powiedziałam, schodząc z łóżka.
Zdmuchnęłam świeczkę i wzięłam mały kęs ciasta. Uśmiechnęłam się, choć smakowało okropnie.
- Spokojnie, to dopiero początek - skakaly z radości.
Wzruszyłam ramionami i poszłam do łazienki przebrać się w mój ukochany, różowy T-shirt z mopsem. Obmyłam twarz wodą i rozczesałam pokręcone kołtuny włosów.
Kiedy tylko otworzyłam zamek w drzwiach, dziewczyny od razu wpadły do środka z masą kosmetyków. Pozwoliły mi wyjść dopiero po około 20 minutach maltretowania mojej twarzy toną pudru, podkładu i tuszu do rzęs.
Gdy wreszcie zrobiły ze mnie Miss Polonia, zaprowadziły mnie do świetlicy, mocno ciągnąc za ręce.
Tam czekali już na mnie wszyscy przyjaciele z ośrodka. Jedni cieszyli się, inni mieli w oczach łzy.
Powitali mnie gromkim „STO LAT!” i dużym, czekoladowym tortem. Kolejny raz chciałam zdmuchnąć świeczki, żeby móc już pokroić ciasto. 
Kiedy jednak pochyliłam się nad ogniem, zauważyłam przez niewielkie okienko świetlicy postać starszej kobiety. Stała w smugach deszczu i patrzyła prosto na mnie.
- No dalej! Dmuchnij! - pospieszali mnie głodni przyjaciele.
Zdmuchnęłam 18 świeczek, prosząc w swoim urodzinowym życzeniu, abym dowiedziała się czegoś więcej o tej kobiecie.
I niebawem moja prośba miała się spełnić...

1 komentarz:

  1. Wstęp wzbudził zainteresowanie, czekam na więcej! :)
    PS: daj znać jak podoba Ci się moje opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Wasze komentarze :)

Instagram