Patrzę na zegarek:
19:30
Mam 10 minut, a w głowie tysiące myśli. Jechać, czy nie? Magda poszła na inną godzinę - nie ma mnie kto zawieźć.
Mama proponuje podwózkę, ale ja wciąż mam wątpliwości.
A z resztą... Co mi tam! Jadę.
Wrzucam idealnie wyprasowane kimono do większej kieszeni plecaka. W mniejszej umieszczam butelkę z piciem.
19:40
Wychodzimy na dwór, a zimne powietrze szczypie nam policzki. Wsiadamy do samochodu, pocierając dłonią o dłoń. Chwilę rozmawiamy, którą drogą jechać, aż w końcu ruszamy.
Krajobrazy przemijają z każdym kilometrem. W radiu jakiś mężczyzna właśnie wygrał 8 tysięcy. Deszcz cichutko uderza o szybę.
Jednak nie to zajmuje mi teraz głowę. Codzienne sprawy zupełnie mnie przytłaczają. Czy zdążę naszykować się na jutro do szkoły? Czy na treningu nikt jeszcze bardziej nie popsuje mi humoru? Poparzone nogi wciąż trochę mnie pieką. Czy to dobry pomysł, że postanowiłam pojechać?
Te i inne problemy wypełniają mnie od środka.
„Dobry wieczór” - krzyczę w kierunku portierni.
Kieruję się w stronę sali gimnastycznej. Na końcu korytarza, przy biurku, siedzi żona trenera. Uśmiecha się ciepło. Jak miło znów widzeć jej twarz.
Witam się z nią i z rodzicami, czekającymi przed salą na swoje pociechy.
Przekraczam drzwi damskiej szatni. Tam entuzjastycznie witają mnie kolejne dwie, tak przyjazne mi twarze.
Staję w kącie i zaczynam się przebierać. Dziś naprawdę nie mam siły na żarty.
Kiedy wszystkie jesteśmy już gotowe, wychodzimy przed salę, gdzie spotykamy naszych kolegów z szatni męskiej. Witamy się z nimi i wymieniamy wydarzeniami z ostatnich tygodni.
W końcu kończy się trening grupy średniozaawansowanej i dzieciaki wybiegają na korytarz - teraz czas na nas.
Wchodzę na salę i wdycham głęboko jej specyficzny zapach. Odkładam plecak na bok i rozglądam się. Na środku stoi Sensei. Rozmawia z członkiem klubu, drapiąc się po czole, tak, jak to ma w zwyczaju. Uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Jest dumny, ponieważ jeden z jego podopiecznych zdał kilka dni temu na drugi dan w organizacji JKA. To naprawdę duże osiągnięcie.
Wszyscy ustawiamy się na jednej linii. W spokoju wykonujemy ceremonię powitalną. Po jej skończeniu, Sensei prosi wyżej wspomnianego ucznia o wyjście na środek. Czas na zrealizowanie tradycji. Polega ona na tym, że osoba, która zdała na czarny pas, dostaje „po tyłku” od innych, wyższych stopniem, członków klubu. Każdy ma prawo uderzyć tyle razy, na ile danów już zdał.
Cała grupa uśmiecha się od ucha do ucha. Jako, że jedynie Sensei ma wyższy stopień, niż zdający, tylko on będzie dziś dokonywał „obrzędów”. Sięga ręką na parapet i zdejmuje z niego długi, bambusowy kij - Shinai.
Uderza nim w pośladki zdającego 3 razy, ponieważ sam posiada 3 dan, a ten krzywi się, pomimo rozrywającej go od środka radości i dumy. Zasypujemy naszego kolegę gradem braw.
Teraz możemy już zacząć trening. Rozgrzewkę prowadzi oczywiście nasz, świeżo upieczony, 2 dan.
Podczas biegu, humor zdecydowanie mi się polepsza. Niemal czuję, jak endorfiny zaczynają krążyć po moim organizmie. Mój przyjaciel pyta mnie, dlaczego jestem dziś taka smutna, ale ja nie chcę mu tego tłumaczyć. Na pewno nie teraz. Mimo wszystko, cieszę się, że mam osoby, na które mogę liczyć.
W końcu nadszedł czas na moją ukochaną część rozgrzewki - rozciąganie. Robię rozkrok tak szeroki, że sam prowadzący mnie chwali. Moje mięśnie drżą, wyrzucając ze mnie wszystkie problemy. Odprężam się, pomimo ogólnego zmęczenia.
Po skończonej rozgrzewce, pora na rozpoczęcie treningu technik. Robimy najpierw kihon, później kumite.
Przypada mi sparing z Senseiem. Choć trochę się denerwuję, to dla mnie dobra wiadomość. Podczas kilkominutowego starcia, Sensei poprawia mnie i udziela cennych rad.
Na sam koniec, czas powtórzyć jeszcze kata! Jesteśmy dość zdziwieni, kiedy Sensei wydaje komendę „Heian Shodan”, ale wykonujemy ją bez słowa sprzeciwu.
Kiedy ledwie mogę już złapać oddech, Sesnei odwraca się tyłem do nas i mówi:
„(imię), kończysz”.
Już ma siadać w seiza, kiedy zatrzymuje się. Portret Funakoshiego wisi krzywo. Poprawia go, a ja uśmiecham się pod nosem. Lubię patrzeć na jego perfekcjonalizm.
Siada i pozwala rozpocząć ceremonię na zakończenie.
Kiedy padają słowa mokuso, zamykam oczy i głęboko oddycham. Zupełnie nie pamiętam już o problemach. Czuję się lekka i wolna, jak ptak.
Po zakończeniu ceremonii, Sensei przedstawia krótkie ogłoszenia.
Później pada tak dobrze znane mi zdanie:
„Dziękuję - trening skończony”
Wsparte charakterystycznym ruchem ręki.
Wszyscy zabieramy swoje rzeczy, żartujemy i wracamy do szatni.
Część dziewczyn ustawia się w kolejce pod prysznic, inne jak naszybciej przebierają się i biegną na autobus.
Zakładam normalne ubrania, rozczesuję włosy i wychodzę przed salę, czekając na kolegę, którego zawsze odwożę do domu.
Chwilę jeszcze rozmawiamy, aż w końcu idziemy na parking. Tam czeka już na mnie samochód mamy.
Serce mi pęka, że muszę rozstać się z tymi ludźmi. Choć to tylko dwa dni, ja już żałuję, że nie mam czasu, żeby zostać z nimi dłużej.
W drodze do domu, cały czas rozmawiamy. Śmiejemy się, wygłupiamy. Wszystkie problemy zupełnie przestały mieć znaczenie.
Liczy się tylko tu i teraz. A my możemy wszystko.
~~~~~~~
Tym postem, opisującym mój poniedziałkowy wieczór, chciałabym Was zachęcić do rozpoczęcia treningów. Nie musi być to karate. Cokolwiek. Po prostu nie dajcie się uwięzić komputerom i technologii. Wyjdźcie z domu, poruszajcie się, a od razu poczujecie się lepiej.
A jeśli chcielibyście postawić właśnie na Karate Shotokan, to zapraszam Was do odwiedzenia strony:
www.kachi.pl
i zapisania się do klubu, który może nie ma własnej, pięknie wyremontowanej sali, ale niesamowitą, rodzinną atmosferę. Gwarantuję Wam, że spotkacie tam niesamowitych ludzi i poznacie czyste i prawdziwe Karate :)
Ja cztery razy w tygodniu biegam :) Nie ma bezsensownego siedzenia przy komputerze :)
OdpowiedzUsuńPopieram takie zachowania w 100%! :) Sama najchętniej trenowałabym częściej, ale nie mam na to obecne czasu :( Ostatnio w moim życiu dużo się dzieje i nie zawsze są to rzeczy przyjemnelatego od dawna nie napisałam kolejnego rozdziału opowiadania. Bądźcie cierpliwi! Naprawię to jak najszybciej :)
Usuń... przyjemne. Dlatego...*
UsuńWybaczcie literówkę :)
Super! Ileż to razy miałem identyczne odczucia
OdpowiedzUsuńKażdy z Nas ma podobne odczucia. Napiszę może brzydko, ale po prostu "trzeba dupę ruszyć" i tyle... Pozdrawiam wszystkich MUCHA :) ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak :D
UsuńMała, jesteś Wielka!!!
OdpowiedzUsuńJaro
Dziękuję :D
Usuń