Rozwijane menu

6 stycznia 2016

Między Niebem a Ziemią #9 KONIEC

Próbowałam usnąć, kiedy płuca przeszył mi ogromny ból. Zaczęłam krzyczeć na całe gardło i rzucać sie po łóżku.
Nie wiem co dręczyło mnie bardziej - cierpienie czy strach. Nie chciałam umierać. Nie teraz, kiedy Tomek tak bardzo mnie potrzebował... Nie bez pożegnania!
Mój rak zdecydowanie miał to gdzieś. Bolesne fale uderzały we mnie coraz mocniej i częściej. Kiedy byłam już na skraju utraty przytomności, zobaczyłam nad sobą przerażoną twarz jednej z pielęgniarek.
Pracownicy naszego szpitala dzielili się na dwa typy. Pierwszy z nich tworzyły osoby, które uważały, że widziały już wszystko i zawsze może być gorzej. Drugi natomiast zwykli, współczujący ludzie, oddani chorym.
Pielęgniarka, która właśnie stała nade mną pochodziła z pierwszej grupy. Nic nie było w stanie zmusić jej do współczucia. Była  twardą, bezwzględną kobietą, odporną na cierpienie innych.
Teraz w jej oczach malował się dziwny żal. Smutek tak głęboki, że gdyby był oceanem, pomieściłby wszystkich ludzi na świecie. W jak strasznym więc musiałam być stanie, skoro zmusiłam tę żelazną damę do płaczu?
Niewidzialny głaz na piersi coraz mocniej odbierał mi oddech. Histerycznie łapałam powietrze, jak ryba, chwilę po wyjęciu z wody.
Zobaczyłam jak ktoś z impetem otwiera drzwi od sali. Za mgłą własnego bólu, dostrzegłam przerażoną twarz Tomka. 
Byłam zbyt zmęczona...
Odpłynęłam.
*
*Pik, pik, pik*
Irytujący dźwięk wyrwał mnie ze snu. Kiedy tylko powróciłam do rzeczywistości, poczułam się dużo lepiej. 
Czyżbym umarła?
Rozejrzałam się. Wciąż byłam w szpitalu, lecz w zupełnie innej sali. Mimo to na ścianie wisiał niemal identyczny, nieustannie tykający zegar. Tuż obok mojego łóżka siedział chłopak. Miał krótkie, kasztanowe włosy, strasznie długie ręce i nienaturalnie wielkie oczy.
- Kim jesteś? - spytałam dziwną postać.
- Kornelia! Tak się cieszę! Jak się czujesz?! - jego głos był stłumiony.
- KIM JESTEŚ?! - krzyknęłam histerycznie.
- Jak to? Przecież to ja, Tomek... W nocy prawie się utopiłaś. Woda zalała ci płuca. Trafiłaś na OIOM... - tłumaczył zdziwiony i rozczarowany.
Nagle chłopak zmienił się. Tym razem wyglądał już normalnie. Jego włosy ściemniały, oczy i ręcę wróciły do normalnych rozmiarów. Był bardzo przystojny. 
Uśmiechnęłam się.
- Cześć, jestem Kornelia - gadałam bez sensu - widziałeś gdzieś Tomka?
Patrzył na mnie zdezorientowany.
Nagle zza niego zaczęła wyłaniać się okropna, ciemna postać.
- Wiem jak się nazywasz! Chodź do mnie, no choooooodź... - syknęła i próbowała rzucić się na mnie.
Zaczęłam wrzeszczeć. Usłyszałam jak ktoś woła pielęgniarkę.
Uzbrojona w strzykawki, wbiegła do sali i wstrzyknęła mi jakieś leki, po których spokojnie usnęłam.
Kiedy się obudziłam, wszystko powoli zaczynało wracać do normy. Tomek znów wyglądał normalnie, sala była wolna od potworów.
- Co się stało? - czułam się, jakby potrącił mnie samochód.
- To przez morfinę. Wstrzykneli ci ją, żeby uśmierzyć ból, ale wywołała halucynacje... - mówił smutno.
Pokiwałam głową. Czułam się strasznie słabo, ale nie wiedziałam jak się pożegnać. W końcu wypaliłam:
- Tomek... Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że to powiem... Kocham Cię. Jestem idiotką, bo zrozumiałam to dopiero podczas narkotykowych jazd... Widziałam przystojnego, idealnego bruneta. Niczego mu nie brakowało, a ja i tak myślałam o tobie. Miałam przed sobą najprzystojniejszego człowieka na świecie, a tęskniłam za moją „łysą, niesamodzielną karykaturą człowieka” - pomimo łez, z uśmiechem zacytowałam to, co kiedyś mi powiedział - Jesteś najlepszą karykaturą, jaką mogłabym sobie wymarzyć - złapałam jego drżącą dłoń - Proszę, nie pozwól im znów mnie naćpać. Wolę cierpieć tutaj, z tobą.
Tomek zaczął płakać. Pokiwał smutno głową.
- Zostań ze mną - poprosiłam, robiąc mu miejsce obok siebie.
- Zostanę do końca - uśmiechnął się przez łzy, położył obok i wziął mnie w ramiona.
- Tak się poznaliśmy - wspomniałam - A teraz tak musimy się pożegnać.
Chłopak przełknął ślinę, z grymasem na twarzy.
- Wszystko jest tak, jak na początku... Z jednym wyjątkiem... Kocham Cię, Kornelio - wyszeptał i pocałował mnie. Przyjemne ciepło zalało moje zniszczone płuca. Po raz pierwszy mogłam poczuć motylki w brzuchu. Były niesamowicie piękną odmianą, po wszystkich miażdzących atakach kaszlu.
- Zadbaj proszę o moich rodziców - nagle coś sobie przypomniałam -  Na tablecie znajdziesz zdjęcie. Moje i Weroniki. Może będziesz chciał je zatrzymać... Pamiętaj o nas, proszę... - powiedziałam przez łzy.
- Oczywiście, śpij już - pogłaskał mnie po głowie.
W nocy kolejny raz ogromna skała zmiażdżyła moje płuca. Rozrywający ból zmusił mnie do krzyku. Tomek obudził się z przerażeniem.
- Przywyknij - ostatkiem sił wycedziłam przez zęby. 
Chłopak chwycił bardzo mocno moją dłoń. Wygięłam się w łuk, tak, jak na swoich ostatnich zawodach siatkówki. Tym razem nie pełna życia, wykonując ostateczny serwis, ale konająca, walcząc o każdy oddech w szpitalnym łóżku. 
Słaba ciałem, ale dużo silniejsza duszą. 
Szczęśliwa bardziej niż kiedykolwiek. 
Bezpieczna.
W końcu go złapałam. Jeden potężny, silny wdech. 
Cisza. Stało się.
Już nigdy więcej nie usłyszę tykania zegara...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czekam na Wasze komentarze :)

Instagram