Moja siostra też wyglądała na przygnębioną. Nerwowo obkręcała na palcu sznureczek od plecaka. Zauważyła, że się jej przyglądam, więc spytała:
- Denerwujesz się?
- Troszkę - odpowiedziałam, nieco mijając się z prawdą.
- Ja też. Gdzie to w ogóle jest? - patrzyła na mnie bezradnie.
- Wydaję mi się, że to ten budynek - wskazałam palcem na wyblakłą, niebieską budowlę przed nami - Zobacz, ma kraty w oknach. Czyli albo to szkoła, albo więzienie.
Mała parsknęła śmiechem, a ja poczułam się dumna, że udało mi się ją rozbawić. Jej radość bardzo mnie odprężała.
Kiedy stanęłyśmy przed dużymi, szklanymi drzwiami, przytuliłyśmy się. Dalej musiałyśmy już pójść osobno. Wzięłam głęboki oddech i wpuściłam nas do środka. Wręczyłam siostrze jedną z karteczek z planem budynku. Drugą zachowałam dla siebie. Bałam się, że będę musiała pytać kogoś o drogę, a bardzo nie lubiłam tego robić.
Z nerwów rozbolał mnie brzuch. Na szczęście udało mi się znaleźć swoją szafkę dość szybko. Sprawnym ruchem otworzyłam ją i zatopiłam w środku głowę. Stałam tak chwilkę, próbując się uspokoić. Otrząsnęłam się dopiero, kiedy zza pleców usłyszałam czyjś śmiech. Odwróciłam się. Po drugiej stronie korytarza stał chłopak. Miał czarne, niesfornie potargane włosy, ciemne oczy, jeansy i koszulę w czerwoną kratę, zarzuconą na równie ciemny t - shirt. Opierał się o ścianę, z łobuzersko splecionymi rękoma.
Poczułam, że moje policzki oblewa gorący rumieniec. Wrzuciłam kurtkę do szafki i pognałam w głąb szkoły, unikając wzroku nieznajomego. Kiedy wystarczająco się oddaliłam, zwolniłam kroku. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, więc sięgnęłam do kieszeni po kartkę. Dotknęłam swoich jeansów i cała krew odpłynęła mi z twarzy. Przejrzałam najpierw lewą, później prawą kieszeń. Z przerażeniem sprawdziłam też tylne. Planu budynku nigdzie nie było!
Miałam dość tego dnia. Do oczu podeszły mi łzy.
Nagle sobie przypomniałam, że włożyłam go do kurtki, którą w pośpiechu schowałam w szafce!
Nie wiedziałam co robić. Powrót do szatni nie wchodził w grę. Pewnie wciąż był tam ten chłopak. Poza tym nawet bym tam nie trafiła. Stanęłam załamana na środku korytarza, kiedy zadzwonił dzwonek.
Spóźnienie pierwszego dnia. Po prostu świetnie.
Usiadłam pod ścianą i schowałam twarz w dłoniach. Byłam bezradna. Rozpłakałam się, zupełnie zapominając o makijażu.
- Wszystko OK? - usłyszałam czyjś głos.
Ostrożnie podniosłam głowę. Przede mną stał chłopak, którego widziałam przy szafkach. Uśmiechał się zaczepnie.
- Chodź Pandusiu. Zaprowadzę Cię do klasy - ze śmiechem wyciągnął rękę w moją stronę.
- Aż tak Cię to bawi? - syknęłam poirytowana.
- Jeszcze nigdy nie widziałem pandy na żywo - droczył się.
Nagle zrozumiałam co miał na myśli. Przetarłam policzek wierzchem dłoni. Spojrzałam na nią i zobaczyłam smugi z rozmazanego tuszu do rzęs. Chłopak miał racje - wyglądałam jak panda.
Uśmiechnęłam się pod nosem i podałam mu rękę. Pomógł mi wstać i podarował paczkę husteczek.
- Witamy w naszym gimnazjum Pandusiu - rozpostarł szeroko ramiona.
- Jestem Wiktoria - powiedziałam.
- A ja Arek. Ale wiesz... Dla mnie i tak będziesz Pandusią - zaśmiał się.
Uraczyłam go obrażoną miną, ale po chwili parsknęłam śmiechem.
- No dobra, chodźmy - powiedział i poszedł przed siebie.
- Ej! - krzyknęłam.
Pozbierałam z ziemi torbę i podbiegłam do niego. Był moją jedyną nadzieją.
Odprowadził mnie aż do klasy, pokazując wcześniej łazienkę, w której mogłam umyć twarz. Nie zadawał dużo pytań. Jedynie patrzył na mnie z troską, nieudolnie chowaną za szerokim uśmiechem.
Kiedy stanęliśmy pod drzwiami sali, spytałam:
- A Ty nie powinieneś iść już na lekcje?
- Właśnie idę - zaśmiał się, ominął mnie i otworzył drzwi do sali.
- Wieczorek! Znowu to samo?! - usłyszałam skrzypliwy głos poirytowanej nauczycielki.
- Nie tym razem proszę Pani! Dziś przyprowadziłem Wiktorię - powiedział, unosząc ręce w geście poddania.
Podszedł do trzeciej ławki i rzucił pod nią swój plecak. Ciężko upadł na krzesło. Spojrzał na mnie i poklepał miejsce obok siebie.
- Dz... Dzień dobry - powiedziałam skrępowana i zajęłam wskazane przez niego krzesło.
Rozpakowałam swoje rzeczy i zaczęłam słuchać wykładu nauczycielki.
Kiedy była akurat przy zdobywaniu władzy przez Napoleona, na mój zeszyt wpadła malutka, złozona w kostkę karteczka. Odwinęłam ją i przeczytałam koślawy napis:
„Spokojnie Pandusiu :)”
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wciąż drżę. Uśmiechnęłam się do Arka i wróciłam do notatek.
Lekcje mijały szybko. Wszyscy byli tutaj strasznie mili i pomocni. Tego dnia poznałam jeszcze kilka osób, ale to Arek (mniej lub bardziej) towarzyszył mi do momentu wyjścia ze szkoły.
Kiedy opuściłam budynek, zobaczyłam uradowaną Patrycję. Uśmiechała się do mnie szeroko. Gdy do niej podeszłam, pisnęła podekscytowana:
- Muszę Ci tyle opowiedzieć!
W ten właśnie sposób, drogę do domu umiliły mi historie o szkolnym życiu dziesięciolatki.
Genialne!
OdpowiedzUsuńDziękuję! ❤️
UsuńOK, ale co z tą książką!?
OdpowiedzUsuńCierpliwości ^^
Usuń