Rozwijane menu

3 stycznia 2016

Między Niebem a Ziemią #8

Kiedy obudziłam się rano, zobaczyłam, że cały szpital pokrył biały, czysty śnieg. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zapowiadał się piękny dzień.
Spojrzałam na łóżko obok. Jak zwykle puste. Zdziwił mnie jednak fakt, że było idealnie pościelone. Weronika zawsze wychodziła w pośpiechu i nie dbała specjalnie o porządek.
Nagle coś do mnie dotarło. Jej rzeczy także nie było! 
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do sali 22. Niemal wywarzyłam drzwi.
- Tomek! - krzyknęłam.
Chłopak siedział na łóżku. Trzesącymi się dłońmi zakrywał twarz. 
- Siadaj - poprosił.
Smutno opuściłam głowę. Podeszłam do niego. Wstał i objął mnie ramieniem.
- W nocy Weronika... - mówił łamiącym się głosem - już jej nie ma...
Popłakałam się. Wiedziałam, że ten moment nastąpi, ale i tak byłam załamana.
- Czyli to było pożegnanie... - wyszeptałam.
Pokiwał smutno głową. Nie widziałam go w takim stanie od tamtej nocy, kiedy uciekałam przed pielęgniarką. Znów był bliski histerii. Zrozumiałam, że muszę być silna. Dla niego. 
- Nie płacz. Przywyknij - powiedziałam, tak, jak uczyła mnie Weronika.
Uśmiechnął się pod nosem, na wspomnienie jej głosu.
- Pocałowała mnie... - spojrzał mi w oczy.
- Wiem, wiem - przytuliłam go, a on zatopił bezwładnie twarz w moich ramionach.
Delikatnie głaskałam go po niemalże łysej już głowie. 
Po pewnym czasie, Tomka odwiedzili rodzice. Nie lubiłam ich, bo nie dbali o syna, ale w tamtej sytuacji ucieszyłam się, że ich widzę. Pocałowałam przyjaciela w czoło i wróciłam do sali, zostawiając ich samych. 
Kiedy zamknęłam drzwi, otoczyła mnie straszna cisza. Choć wokół łóżek kręciła się pielęgniarka, dla mnie było zupełnie pusto. Bez radosnej energii Weroniki, ta sala stała się po prostu jednym ze smutnych, szarych pomieszczeń Umieralni.
Płacząc, rzuciłam się na łóżko. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Szlochałam i szlochałam, słysząc za plecami jedynie tykanie zegara. Podniosłam się wściekle.
- Co Ty sobie myślisz. Natychmiast się zamknij, słyszysz?! ZAMKNIJ SIĘ - wrzeszczałam na jego szklaną tarczę.
Działał, niewzruszony.
Bezsilnie spojrzałam na łóżko. Skóra szczypała mnie od łez.
Zaskoczona, dostrzegłam na poduszcze małą, pogniecioną nieco karteczkę. Przetarłam oczy. Wciąż tam była.
Podeszłam i rozwinęłam biały kwadracik. Usiadłam na łóżku, zaczynając czytać:
„Droga Kornelio!
Jeśli to czytasz, to znaczy, że już mnie nie ma. Przepraszam, że Cię zostawiłam, ale ostatnio czułam się coraz gorzej. Nie mówiłam Ci tego, nie chciałam Cię martwić. Znasz mnie, nigdy nie pozwoliłabym sobie umrzeć rzygając, krzycząc i wijąc się w konwulsjach. Uznałam więc, że nadszedł już czas zrealizować mój plan. W nocy wykmnęłam się z sali i poszłam do rodziców. Od kilku dni podkradałam pielęgniarkom środki nasenne. Kiedy stanęłam pod numerem 128, pewnie chciałam się wycofać. Jak widać, nie zrobiłam tego. Pewnie się bałam, ale i tak przekroczyłam próg. Spojrzałam na twarze rodziców i byłam już pewna, że nie mam innego wyjścia. Usiadłam pomiędzy nimi na krześle i jednym, szybkim ruchem wyrwałam z ich ciał urządzenia, trzymające ich przy życiu. Uszy wypełnił mi piszczący dźwięk elektrokardiografu. Miałam mało czasu. Wysypałam tabletki na rękę i, nie zastanawiając się, połknęłam całą garść. Położyłam się i wtuliłam w bezwładną mamę. Odpłynęłam w sen razem z najbliższymi. W końcu mogliśmy być w Niebie. 
Pewnie, kiedy to czytasz, jest Ci ciężko. Proszę, mimo wszystko spróbuj mnie zrozumieć. Prędzej czy później i tak musiałybyśmy się rozstać, a ja po prostu chciałam być szczęśliwa. 
Zajmij się Tomkiem... Sama też się trzymaj Księżniczko. Do zobaczenia niedługo.
Na zawsze Twoja
Weronika”
Patrzyłam na rozmazany od łez atrament i mimo wszystko uśmiechałam się. Wyobrażałam sobie przyjaciółkę spokojnie usypiającą w ramionach mamy. Bezpieczną i szczęśliwą. 
Długo zastanawiałam się, czy pokazać ten list Tomkowi. Napisała go do mnie, ale on był naszym przyjacielem. Miał prawo wiedzieć. 
W końcu znów stanęłam pod salą 22. Podałam mu wiadomość, przeczytał ją i powiedział tylko:
-  Jest już w Niebie.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Choć jego oczy wciąż wylewały potoki łez, wyglądał na spokojnego.
- Tak, jest już w Niebie... - powtórzyłam cicho.
Za oknem radośnie prószył śnieg.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czekam na Wasze komentarze :)

Instagram