- Arek! - łkałam.
- Wiki! Jezus Maria! Wszystko w porządku?! - krzyczał przerażony.
- Ta książka... jest chora! Ona chce cię... zabić! - płakałam.
- Co się stało?!
Opowiedziałam mu wszystko - o krzyżu, o krwi, o pustych kartkach.
- Wiki, musisz stamtąd wyjść. Natychmiast - próbował mnie uspokajać.
- Dobrze... - powiedziałam i podeszłam do drzwi.
Pociągnęłam za klamkę i zrobiłam krok w przód. Nagle drzwi zamknęły się z ogromnym hukiem, powalając mnie na ziemię. Poczułam silny ból w głowie. Szumiało mi w uszach. Rozejrzałam się otępiała. Mojego telefonu nigdzie nie było.
Usiadłam, sycząc z bólu. Schowałam twarz w dłonie. Czułam się bezradna. Liczyłam, że to tylko sen.
- Czemu mi to robisz?! - krzyczałam wściekle w przestrzeń.
Wstałam i spojrzałam w lustro. Czerwony ślad po uderzeniu zaczął puchnieć i wyglądał okropnie. Chciałam mu się przyjrzeć, ale szkło zaczęło bardzo szybko parować. Próbowałam powstrzymać je dłonią, lecz bezskutecznie.
Nagle na lustrze zaczęły się pojawiać litery. Zupełnie tak, jakby ktoś pisał na samochodowej szybie. Ciarki przeszły mi po plecach.
S...
Z...
- Szuflada... - przeczytałam pod nosem.
Wzięłam głęboki oddech i powoli otworzyłam jedną z szafek w toaletce. Na jej środku leżał mały, żółciutki zeszycik.
Wyjęłam go i położyłam na blacie. Litery zaczeły pojawiać się coraz szybciej.
„Jak mogłaś?!” - pytał nieznajomy.
- O co ci chodzi?! Ja nic nie zrobiłam - płakałam bezradnie.
„Od zawsze chciałem, żeby ludzie czytali moje książki. Od zawsze. Byłem w stanie zrobić dla nich wszystko. Siedziałem nad nimi godzinami! A Ty tak po prostu je lekceważysz! Obserwowałem Cię, odkąd się tu wprowadziłaś. Ty jako jedyna zainteresowałaś się moimi rękopisami. Tak ślicznie wyglądałaś, kiedy zasnęłaś z nimi na parapecie. Naprawdę mogliśmy się zaprzyjaźnić!”
Jedna z poduszek spadła z impetem na podłogę. Poczułam, że drżę. Byłam zamknięta w jednym pokoju z martwym psycholem!
„Ale Ty wszystko zepsułaś, przyprowadzając go tutaj. Obściskiwał Cię na moich oczach! Nad moimi dziełami! Nienawidzę go za to!”
- Spokojnie. Kim jesteś? - pytałam ostrożnie.
„Edward”
- To wiem. Powiedz mi więcej - prosiłam.
„Moja mama od zawsze uważała, że mam dar do pisania. Za ostatnie pieniądze kupowała dla mnie te okładki. Oddała wszystko, żeby mnie uszczęśliwić! Ale nie udało jej się. Kiedy miałem 16 lat, złoczyńcy napadli na mój dom. Porwali mamę. Próbowałem ją obronić, ale jeden z nich mnie zastrzelił.”
- Tak mi przykro... Twoja mama musiała być wspaniała.
„Była. Dlatego teraz nie pozwolę jakiejś głupiej, rozwydrzonej dziewczynce lekceważyć moich książek. Pisałem je dla niej!”
Tym razem na podłogę spadła lampa, rozbijając się na miliard małych kawałeczków.
- Przestań już! Przepraszam! - krzyczałam.
Nagle usłyszałam jak ktoś dobija się do drzwi.
- Wiktoria! Jesteś tam?! - Arek był naprawdę przerażony.
Ogromny podmuch wiatru otworzył okna. Światło zaczęło gasnąć.
- Przestań!!! - krzyczałam do niewidzialnego towarzysza.
Z regału jedna za drugą spadały książki.
„Czas to skończyć” - napisał na kartce.
Zaczęłam przeraźliwie krzyczeć:
- Arek!
Nagle usłyszałam huk. Drzwi wypadły z zawiasów, a Arek wskoczył do środka. Wszystko powoli zaczęło się uspokajać. Silny wiatr ustąpił. W pokoju znów było cicho.
- Ciiii. Już dobrze - chłopak próbował mi pomóc.
Wtuliłam się w niego, płacząc histerycznie.
- Już dobrze... Dobrze - wyszeptał, całując mnie w czoło.
Fajnie się czyta. Widać, że jak piszesz to wkładasz w to dużo emocji!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://swiatwslowach.blogspot.com/
Dziękuję :) Na pewno zajrzę! A co do kolejnego rozdziału, to będziecie musieli ja niego jeszcze chwilkę poczekać, ponieważ mam urwanie głowy ze szkołą :)
OdpowiedzUsuń