Któregoś poranka, kiedy z Weroniką grałyśmy w „łapki”, ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałyśmy w ich stronę i zobaczyłyśmy wyłaniający się uśmiech Tomka. Wciąż nie odważył się ściąć włosów, ale na głowie pozostał mu już króciutki meszek.
- Zobaczcie co mam! - powiedział podekscytowany.
Wszedł do sali i wyjął spod bluzy kilka kawałków jabłecznika.
Weronika aż podskoczyła z radości. Gdyby mogła, podbiegłaby do Tomka, ale ostatnimi czasy coraz mniej biegała. Początkowo denerwowało ją to, ale już prawie się przyzwyczaiła.
Podeszła więc do niego i spojrzała mu w oczy.
- Zostań moim mężem! - poprosiła i zaśmiała się, wyjmując z torebki kawałek ciasta.
Parskneliśmy śmiechem. Tomek usiadł na brzegu łóżka, skrzywił się z bólu i podał mi jabłecznik.
Jedliśmy, śmiejąc się i wygłupiając, tak, jakbyśmy wcale nie umierali. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy do sali zajrzały dwie małe, łyse główki. Podkradły się do nas cichutko i próbowały wyjąć z torebki kawałek ciasta.
Ukradkiem pokazałam to Weronice i Tomkowi, który przyłożył palec do ust. Musiałam się bardzo powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Kiedy dziewczynka, ze skupieniem na twarzy, włożyła rękę do torby, Tomek złapał ją pod pachy i wciągnął ma łóżko.
- Aaaaaa! Żołnierzu Antoni! Złapali nas! Ratuj się! Uciekaj! - krzyczała piskliwym głosikiem.
Chłopczyk zdezorientowany i wystraszony rozejrzał się po sali i rzucił na podłogę, zakładając ręce na kark.
- Poddaję się! Poddaję! - krzyczał.
W ten sposób zdobyliśmy dwóch jeńców wojennych.
- No proszę! Cukierniczy zamach w biały dzień! - powiedziałam, łapiąc się pod boki.
- I co z nimi zrobimy, Generale? - spytała Weronika Tomka poważnym tonem.
- Proponuję karę w postaci łaskotek - powiedział i zaczął ją wykonywać. Podeszłam więc do Żołnierza nr 2 i „ukarałam go”, łaskocząc zawzięcie.
Kiedy zakończyliśmy tortury, wszyscy wybuchneliśmy śmiechem i poczęstowaliśmy naszą dzielną armię ciastem. Zajadali się nim szczęśliwi.
Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Mieli może z 5 lat. Wyglądali jak zwykłe, małe dzieci. Byli po prostu łysi.
Po skończonym posiłku, dziewczynka wtuliła się we mnie, podziękowała i, łapiąc chłopca za rękę, wybiegła z sali.
- Gabrysia i Antek. Bliźniaki. Obydwoje mięsak. Cholernie pechowy przypadek - zakomunikowała Weronika, kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi.
Zatkało mnie, choć wiedziałam przecież, że są chorzy.
Zaczęłam się trząść, więc Tomek objął mnie ramieniem. Przerażona wtopiłam twarz w jego pachnącą jak apteka bluzę.
- Bez sensu - wyszeptał.
Posiedzieliśmy chwilę w ciszy, do czasu, aż pielęgniarka kazała Tomkowi wracać do siebie. Pocałował nas w czoła na pożegnanie. Kiedy to zrobił, Weronika złapała go za rękę, przyciągnęła bliżej i pocałowała w usta. Zaskoczony odwzajemnił jej ruch.
Zastygli tak przez chwilę, a ja nie mogłam oderwać od nich wzroku. Weronika w końcu odsunęła się.
- Dziękuję... Dziękuję Wam... Za wszystko - dukała, a w jej oczach pojawily się łzy - Kocham Was...
- Wszystko w porządku? - spytaliśmy niemal jednocześnie.
- Tak. Po prostu chciałam, żebyście wiedzieli, że jesteście najwspanialszymi przyjaciółmi jakich miałam - uśmiechnęła się przez łzy.
- Czemu to brzmi jak pożegnanie? - zaniepokoił się Tomek.
- Błagam! W naszej sytuacji każdy dzień jest pożegnaniem. Dobranoc - powiedziałam i spojrzałam smutno na Weronikę.
„Dziękuję” wyszeptała.
Tomek wrócił do siebie, choć odwracał się wielokrotnie. Wstałam i przytuliłam Weronikę. Uśmiechnęła się.
- Śpij dobrze. Kocham Cię - powiedziałam i pocałowałam jej czoło.
Położyłam się w łóżku, odwróciłam tyłem do niej i zaczęłam płakać. Tak bardzo się bałam, że to już dziś.
W poszukiwaniu odpowiedzi, spojrzałam na zegar, ale on jak zwykle tykał niewzruszony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czekam na Wasze komentarze :)