Rozwijane menu

23 grudnia 2015

Między Niebem a Ziemią #5

Dni uciekały jeden za drugim. Każdy z nich wyglądał tak samo.
Z rana przychodziła pielęgniarka, wściekała się na nieobecną Weronikę i zabierała mnie na leczenie. Później odwiedzałam Tomka, który czuł się już dużo lepiej. W końcu musiałam wracać do sali, gdzie czekała na mnie mama. Po rozmowach z nią, przychodziła Weronika. W ciszy kładła się na swoim łóżku i patrzyła w białą ścianę. Od czasu mojego pytania, nie odezwała się do mnie ani słowem.
Przez jej milczenie dużo więcej myślałam.
Nigdy nie zwracałam uwagi na zwykłe czynności. Wykonywałam je szybko i mechanicznie. Jednak odkąd każde czesanie zaczęło pozbawiać mnie kolejnych włosów, skupiałam się na nim, jakbym rozwiązywała matematyczne zadania.
Dziś postanowiłam z tym skończyć. Kiedy przyszła mama, powiedziałam jej, że chcę ściąć włosy. Pokiwała głową i poszła do pielęgniarek. Po pewnym czasie wróciła z maszynką i ogoliła mi głowę.
Czułam się lekko, pozbawiona ciężaru włosów. Pojedyńcze kosmyki spadały bezwładnie na łóżko. Wzięłam je w ręce i ostatni raz przeczesałam palcami. Później wrzuciłam je do reklamówki i oddałam mamie.
Leżałam tak kompletnie łysa i czułam się głupio. W końcu do sali wróciła Weronika. Spojrzała na mnie. Była w szoku, ale nie odezwała się, tylko położyła na łóżku.
Do końca dnia wpatrywałam się w zegar.
Niesamowicie szybko zasnęłam. Byłam już zmęczona tym wszystkim.
Nagle poczułam jak ktoś klepie mnie w ramię. Otworzyłam zaspane oczy i zobaczyłam twarz Weroniki nad sobą. 
Wystraszyłam się i próbowałam krzyczeć, ale zakryła mi usta dłonią. 
- Ciii - przyłożyła palec do warg - chodź ze mną.
Jak miło było znów słyszeć jej głos.
Zgramoliłam się z łóżka i powlokłam za nią. Byłam zbyt zmęczona, żeby zapamiętywać ewentualną drogę powrotną. Zanim się zorientowałam, byłyśmy już w zupełnie innej części szpitala. 
Weronika złapała mnie za rękę i wskazała palcem na drzwi. Widniał na nich koślawy napis „128”. Zdziwiłam się. Na naszym oddziale nie było tak wysokich numerów. Chciałam o to spytać, ale uciszyła mnie.
Cichutko otworzyła skrzypiące drzwi. Do moich uszu dotarło znajome pikanie. Dźwięk informował, że serca osób za drzwiami wciąż biją. 
Weszłyśmy do środka. W sali leżały tylko dwie osoby - kobieta i mężczyzna. Mieli spokojne, wypoczęte twarze. Byli chudzi i bladzi. Pomimo odprężenia, wyglądali na nieszczęśliwych.
Podeszłam do nich i zerknęłam na karty przy łóżkach. Nazwisko wydało mi się znajome...
Nagle oblał mnie zimny pot. Przypomniałam sobie gdzie je wcześniej widziałam... Identyczny zapis widniał przy łóżku Weroniki!
Przyjrzałam się bliżej twarzą tych ludzi. Kobieta, pomimo zniszczonej twarzy, miała rysy bardzo podobne do mojej przyjaciółki. Mężczyzna natomiast miał dość garbaty nos, taki jaki posiadała Weronika.
To byli jej rodzice!
Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam osłupiała. 
Weronika wtuliła się w bezwładnie leżącą mamę i zaczęła opowiadać.
- Podobnie jak Ty, zemdlałam w szkole. Moi rodzice byli wtedy na balu, zorganizowanym przez szefa taty.... Na drugim końcu Polski - wzięła głęboki oddech - Kiedy zadzwonili ze szpitala, jakiś idiota poinformował tatę o mojej diagnozie. Byli tak przerażeni, że natychmiast wsiedli w samochód. Obydwoje na balu wypili alkohol... 
Przerwała, wycierając łzy.
- Tata nie myślał. Był zaślepiony płaczem, strachem i alkoholem. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął jechać pod prąd. Otrzeźwiał dopiero, gdy zauważył pędzącego na nich tira. Skręcił gwałtownie i uderzył prosto w drzewo. Byli już prawie na miejscu! - płakała - Kiedy przywieziono ich do szpitala, byli w strasznym stanie. Lekarze nie potrafili nic zrobić. Od pół roku są w śpiączce. Tak naprawdę nie żyją i wszyscy dobrze o tym wiedzą. Wielokronie mówiono mi, że ich odłączą od aparatury. Protestowałam. Jestem ostatnią osobą z ich rodziny. Powiedziałam, że nie chcę oglądać śmierci rodziców i żeby zaczekali. Więc czekają. A ja codziennie ich odwiedzam i z nimi rozmawiam, tak jakby wciąż mogli mnie słyszeć... I od pół roku tak żyjemy. Już nie na Ziemi, ale jeszcze nie w Niebie. Gdzieś pomiędzy... W Umieralni.
Zamurowało mnie. Nie miałam pojęcia co mogłabym w tej sytuacji powiedzieć.
- Kurwa - przeklęłam pod nosem.
Podeszłam do Weroniki i przytuliłam ją. Nie mogłam jej pomóc, więc chciałam chociaż ją wesprzeć. 
- Chodź, wracajmy - zaproponowałam.
Siorbnęła nosem i pokiwała głową. 
- Dobrze - szepnęła.
Tym razem już uważnie zapamiętałam drogę do sali nr 128...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czekam na Wasze komentarze :)

Instagram