Dawno mnie tu nie było. Pomyślałam, że już czas odkurzyć bloga i przedstawić Wam 6 rozdział Księżniczki.
Zapraszam :)
*
Od incydentu w ogrodzie różanym minął prawie miesiąc. Przez ten czas starałam się nie opuszczać zamku, w obawie przed spotkaniem Mileny. Nie potrafiłabym na nią spojrzeć tak, jak kiedyś.
Wszystko w miarę się poukładało. Starałam się nie myśleć o tamtym dniu. Wmówiłam sobie, że to wszystko było nieprawdą. Dzięki temu znowu byłam niemalże szczęśliwa.
Do czasu aż na zamku pojawiły się pewne pogłoski. Służące od paru dni zachowywały się nietypowo. Szeptały coś ciągle bardzo poddenerwowane. Dziś rano, kiedy jedna z nich próbowała ułożyć moje włosy, spytałam ją:
- Cóż to za plotki chodzą po zamku? Powiedzcie mi! Chcę wiedzieć.
Kobieta zamilkła zaskoczona. Przez moment wahała się co odpowiedzieć. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na moje odbicie w lustrze.
- Na targu mówią, że panienka Milena spodziewa się dziecka - wydukała.
- I dopiero teraz mi o tym mówicie?! - spytałam poddenerwowana. - Natychmiast muszę do niej pojechać! Powiedz stajennemu, żeby osiodłał dla mnie konia.
- Oczywiście... - powiedziała smutno i zniknęła za ogromnymi, drewnianymi drzwiami.
Zapewniałam sama siebie, że to nie może być prawda. Ubrałam pierwszą lepszą suknię, upięłam włosy i pobiegłam do stajni.
Tam czekał już na mnie Pikador - mój ukochany koń o jabłkowitej maści. Poklepałam go po grzbiecie i dosiadłam. Skinięciem głowy podziękowałam stajennemu i wyruszyłam przed siebie.
Nie miałam zamiaru jechać na zamek. Tam spotkałabym Olgierskiego, a to była ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę. Postanowiłam zaryzykować odwiedziny w zagajniku.
Nie pomyliłam się. Milena siedziała na niewielkiej skale i wpatrywała się w wodę. Zsiadłam z konia i podeszłam do niej.
- Tak. To prawda - powiedziała, jakby czytając mi w myślach.
Usiadłam koło niej.
- Milena, ja przepraszam... Ja to widziałam... Byłam wtedy w ogrodzie... - dukałam ze łzami w oczach.
- Wiem. Kazimierz mi powiedział, że wróciłaś mnie szukać.
Wbiłam wzrok w ziemię. Nie wiedziałam co zrobić. Cieszyłam się, że Milena nie jest na mnie wściekła, ale to ani trochę nie zmniejszyło mojego poczucia winy.
- Nie martw się. To nie Twoja wina. Po prostu trudne jest życie księżniczek - powiedziała, uśmiechnęła się delikatnie i objęła mnie.
Choć na pierwszy rzut oka wyglądała radośnie, widziałam w jej oczach ból i strach. Delikatnie pogłaskałam ją po brzuchu.
- Oby dzidziuś był podobny do mamusi! - powiedziałam, aby ją rozweselić.
Obie równocześnie parsknęłyśmy śmiechem.
Byłam głupia, unikając tego spotkania. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo go potrzebuję.
Choć każda z nas była tego dnia przerażona i cierpiała, to zachowywałyśmy pozory, aby wesprzeć siebie nawzajem. W końcu na tym właśnie polega przyjaźń, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czekam na Wasze komentarze :)