Długo staliśmy w milczeniu. Książę delikatnie gładził dłonią mój policzek. Wdychałam zapach jego perfum, starając się wyrównać zdecydowanie przyspieszony oddech.Nagle w oddali usłyszeliśmy piskliwy śmiech. Dwie królewny szły w naszą stronę. Były na szczęście zbyt zajęte rozmową, żeby nas zauważyć. Mimo to w oczach Kazimierza zagościł strach.
- Chodź - zaczął biec, ciągnąc mnie za sobą.
Próbowałam coś powiedzieć, ale byłam bezradna.
Nie zdawałam sobie sprawy, jak trudne jest szybsze poruszanie się w tej iście balowej sukni. W końcu Kazimierz zwolnił kroku. Puścił moją dłoń i zaczął poprawiać frak. Uśmiechnięty spojrzał na mnie, jakby nic się nie stało.
- Co to ma znaczyć? - krzyczałam, sapiąc ze zmęczenia.
- Nie mów, że Ci się nie podobało - śmiał się.
- Pobiegaj w rozłożystej sukni i przyciasnym gorsecie, to wtedy pogadamy - powiedziałam ironicznie - Mogę wiedzieć, o co tu chodzi?
- Nie chciałem, żeby ktoś nas zobaczył. Wtedy kazaliby nam wrócić na salę... - spoważniał - ... a ja muszę Ci o czymś powiedzieć...
Podszedł do mnie i chwycił mnie za ręce.
- Wiem, jak trudny jest dla Ciebie ślub Mileny... - zaczął.
Oblał mnie zimny pot. Zupełnie przestałam słuchać Kazimierza. No tak! Milena! Jak mogłam o niej zapomnieć?! Jest moją jedyną przyjaciółką, a ja, zamiast ją wspierać, flirtuję z przystojnym księciem?! Powinnam być teraz przy niej! Jak najszybciej musiałam wrócić na salę.
- Kazimierz!- krzyknęłam przerażona - Przepraszam Cię strasznie. Muszę natychmiast wrócić na wesele! - rzuciłam i, nie czekając na jego reakcję, pognałam w stronę zamku.
Nie zatrzymywałam się, dopóki nie zobaczyłam ogrodu różanego. Wtedy to zwolniłam i palcami próbowałam poprawić fryzurę. Robiłam to odruchowo, choć mój wygląd wcale nie był ważny.
Żeby wrócić na wesele, musiałam przejść przez ogród. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie, więc postanowiłam sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu. Podeszłam do żywopłotu i rozsunęłam gałęzie, przecinając przy tym skórę na dłoniach. Cicho syknęłam z bólu.
To, co zobaczyłam za krzakiem, zupełnie wbiło mnie w ziemie. Dwóch rycerzy pilnowało wejścia do ogrodu. Natomiast na samym jego środku ten obleśny, stary typ, Olgierski, dobierał się do Mileny. Ona miała napuchnięte od łez oczy. Szarpała się, próbując wyrwać z bolesnego uścisku szlachcica. Krzyczała.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Byłam zbyt przerażona, żeby się ruszyć. Spanikowałam. Zakryłam dziurę w żywopłocie i milcząc, wróciłam na zamek, tyle że okrężną drogą.
Kiedy tylko pojawiłam się na sali, dopadł mnie ojciec.
- Danuto! Gdzieś Ty się podziewała?! Natychmiast wracamy do domu. A następnym razem dobrze się zastanowię, zanim gdziekolwiek Cię zabiorę!! - krzyczał.
- Przepraszam, ojcze - wydukałam.
W drodze powrotnej matka przez cały czas powtarzała: "Co za wstyd, co za wstyd...". Ja natomiast nie okazywałam żadnych emocji. Nic też nie czułam. Ogarnęła mnie zupełna obojętność. Dopiero kiedy zmyłam z siebie cały puder, zdjęłam tę niewygodną suknię i położyłam się do łóżka, zaczęłam płakać. Z każdą chwilą coraz bardziej bolało mnie serce. Krzyczałam wniebogłosy, wbijając zęby w nadgarstek. Zatapiałam paznokcie w udach, aż do momentu, gdy poczułam na nich ciepłe kropelki krwi. Wstawałam i siadałam. Wymiotowałam. Zawładnęła mną histeria.
Moja przyjaciółka była w potrzebie. Mogłam jej pomóc, a nie zrobiłam nic. Zupełnie NIC!!! To przeze mnie tak cierpiała!
Tej nocy nawet na moment nie zmrużyłam oka. Cały czas siedziałam przy zapalonej świecy, ponieważ w ciemnościach powracał do mnie obraz krzyczącej Mileny. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Byłam przerażona. Obwiniałam się za wszystko. Gdybym tylko nie zostawiła jej samej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czekam na Wasze komentarze :)