Obudziłam się, leżąc na zimnych skałach.
Rozejrzałam się, ale dookoła nadal była ciemność.
- Will? - wyszeptałam.
Cisza.
- Will!
Usłyszałam głośne „Auć”.
- Co się dzieje?! - spytał zaspanym głosem.
- Bałam się, że Cię nie ma... - powiedziałam.
- Lirea... Przecież bym Cię nie zostawił - poczułam jego dłoń na nadgarstku.
Po chwili dotarł do mnie jego niesamowity zapach. Uśmiechnęłam się. Poczułam jak jego ciepłe usta zatapiają się w moich.
- Wiesz, że musimy iść dalej? - spytał.
- Wiem - potwierdziłam niechętnie.
Znaleźliśmy jedną ze ścian i poszliśmy wzdłuż niej. Will cały czas trzymał moją dłoń.
W końcu natknęłam się na kolejną ścianę. Zbadałam ją rękoma i znalazłam klamkę.
Otworzyłam drzwi. Oślepiło nas bardzo jasne światło.
Weszliśmy do śnieżnobiałego pomieszczenia. Nad nami wisiał ogromny żyrandol. Po środku pokoju stał złoty, dostojny tron. Z jego dwóch stron stały małe stoliczki. Na jednym z nich leżał błyszczący przedmiot.
- To Ty! - wykrzyknęłam wściekle.
Tron odwrócił się do nas i kolejny raz ujrzałam twarz swojego ojca. Uśmiechał się snobistycznie.
- Witaj córeczko. Widzę, że poznałaś już swojego towarzysza - szczerzył się, wskazując na Willa.
Przewróciłam oczami.
- Mam nadzieję, że nie przywiązałaś się do niego za bardzo, bo czeka Cię ostatnie zadanie - powiedział.
Poczułam jak napinają mi się wszystkie mięśnie. Ojciec podniósł ze stoliczka nóż. Wstał z tronu i podszedł do Willa. Wymierzył czubkiem ostrza w jego serce.
- Przestań! - wycedziłam przez zęby.
- Nie martw się, nie zabiję go - uśmiechnął się.
Podszedł do mnie i podał mi nóż.
- Ty to zrób - rozkazał.
- Nie ma mowy! - krzyknęłam.
- Posłuchaj mnie dziewczynko. Pamiętasz ten pyszny tort? Możesz mi nie wierzyć, ale turyt nie był jedyną trucizną, jaką w nim umieściłem. Zostały Ci jakieś 3 godziny życia. No chyba, że wypijesz to... - wskazał na drugi stoliczek.
Zajmowała go gablotka z mała buteleczką w środku.
- Zabij go a odzyskasz wolność i życie. - wyszeptał.
- Ty potworze!!! - krzyknęłam i spróbowałam wbić ostrze w jego obrzydliwy brzuch.
Jakaś dziwna siła odrzuciła mnie na podłogę. Zdezorientowana zobaczyłam przezroczystą szybę, która oddzielała mnie od ojca.
- Zegar tyka - powiedział i wrócił na swój tron, uważnie nas obserwując.
Byłam w rozsypce.
- Will... - spojrzałam na niego z przeszklonymi oczami.
- Zrób to. - powiedział, podnosząc głowę.
- Nie ma mo...
- ZRÓB TO! - krzyknął.
Popłakałam się.
Will podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
- Nie skrzywdzę Cię... Przepraszam... - wyszeptałam i wbiłam sobie nóż w nadgarstek.
Zakręciło mi się w głowie. Will złapał mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- LIREA! - krzyknął.
- Ciii... - powiedziałam i pocałowałam go.
Czułam na sobie ciepło jego ust i silne ręce na mojej talii. Jego twarz stawała się coraz bardziej niewyraźna. Słabłam z minuty na minutę. Nagle usłyszałam huk. Upadłam bezwładnie na podłogę. Ostatkiem sił otworzyłam oczy i zobaczyłam jak mój ukochany leży w kałuży krwi na białych kafelkach. Ogarnęłyby mnie wyrzuty sumienia i ogromny żal, ale nie czułam już swojego ciała.
Pomyślałam tylko: "Błagam, spotkajmy się za moment." i kolejny raz otoczyła mnie ciemność...