Cisza. Stawiam kolejne kroki. Słyszę nawet tykanie zegara. W końcu wchodzę do salonu. W rogu widzę skuloną postać z kamienną twarzą. Wygląda jak moja mama, ale brak jej młodych rysów i ciągłego uśmiechu. Teraz, niczym posąg, siedzi z zamglonymi oczami i wpatruje się w jeden punkt, zbyt odległy, bym mogła go zobaczyć.
- Mamo? - szlocham.
Nie wiem co się dzieje. Czyżby dowiedziała się o moim wypadku? Czy to wszystko ją przerosło? Upadam na kolana i wtulam się w nią, najmocniej jak potrafię. Ani drgnie. Płaczę w niebogłosy. W końcu histeria znuża mnie tak bardzo, że zasypiam, cały czas obejmując mamę. Chcę, aby ten dzień już się skończył. Boże, pozwól mi obudzić się z tego koszmaru...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czekam na Wasze komentarze :)