Rozwijane menu

10 maja 2015

Ana Rodział 5.

Patrzę na dziewczynkę i szczypię się w rękę. To musi być sen. I choć wcale się nie budzę, to właśnie tak sobie wmawiam.
- Czemu płaczesz? - mała nie odpuszcza.
Spotykam się z nią wzrokiem. 
- Moja mama nie żyje... - szlocham, wciąż oszołomiona. 
- Wiem. Choć. - wyciąga małą rączkę w moim kierunku. - Coś Ci pokażę.
Chwytam jej dłoń i razem przemierzamy zatłoczone ulice.
- Powiedz mi, jak się nazywasz? - pytam.
- Johanna, ale rodzice mówią na mnie Ana. - odpowiada z błogim uśmieszkiem.
Czuję się jeszcze bardziej zakłopotana, więc milczę. Wspominam czasy, kiedy miałam 6 lat. To ostatni rok z moim tatą, zanim nas zostawił. Pamiętam nasze ostatnie wspólne wakacje. Mama była wtedy cały czas uśmiechnięta. Ja z resztą też. Wszyscy byliśmy naprawdę szczęśliwi. Na wspomnienie tamtych chwil robi mi się słabo. Znowu zaczynam płakać. Po chwili jednak opanowywuję się i widzę zielone, szeroko otwarte oczy wpatrzone we mnie.
- Przestań już płakać... - prosi mała.
- Spróbuję. - zapewniam.
Dziewczynka doprowadza mnie pod bramę cmentarza. Patrzę na nią pytająco, a ona bez słowa przechodzi przez ogrodzenie. Idę w jej ślady. Kiedy jesteśmy już po drugiej stronie mała zaczyna biec. Podążam tuż za nią. Widzę jak postać w żółtym płaszczyku zatrzymuje się i siada na jednej z nagrobnych płyt. Podchodzę bliżej. Odbiera mi dech. Czuję się jakby ktoś wrzucił mi w serce zapaloną zapałkę. Tuż pod czerwonymi kozaczkami dziewczynki widnieje napis:
"Johanna McKinley
14.07.1999 - 26.10.2015"
Ten grób jest... Mój...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czekam na Wasze komentarze :)

Instagram