- Ja... - zaczęłam.
Co tak naprawdę mogłam mu powiedzieć? Nie miałam bladego pojęcia, więc palnęłam to, co mi ślina na język przyniosła.
- Ja jestem Elfem. Mam skrzydła, umiem latać i w ogóle. Wiem, że może Ci się to wydać dziwne, ale nasz świat składa się z trzech ras - Elfów, Ludzi i Ogrów. Tylko, że ci drudzy nigdy nie powinni się o tym dowiedzieć... - wyjaśniłam na jednym oddechu.
- Czyli to nie jest sen? - spytał.
- Nie.
- Gdzie jesteśmy? - rozejrzał się.
- Mój ojciec zamknął mnie w tym labiryncie. To miała być kara za kontakty z Ludźmi. Nie rozumiem tylko dlaczego zabrał też Ciebie. - wyjaśniłam.
Chłopak usiadł na podłodze. Był zupełnie zdezorientowany. Próbował wszystko sobie poukładać.
- Przepraszam... To przeze mnie tu jesteś - oczy zaszły mi łzami.
- Żartujesz?! Uratowałaś mi życie! Gdyby nie Ty, zginąłbym pod tamtym drzewem! - zerwał się poddenerwowany.
- Pamiętasz to? - spytałam zszokowana.
Jego twarz złagodniała. Obdarował mnie łobuzerkim uśmieszkiem.
- Tak wspaniałych oczu się nie zapomina. Właściwie, to nie miałem okazji Ci za to podziękować - wyszeptał mi do ucha.
Po plecach przeszły mi ciarki. Poczułam ciepły rumieniec na policzkach. Zaśmiałam się nerwowo.
Chłopak odsunął się delikatnie i położył dłoń na moim policzku. Zamknęłam oczy. Czułam na sobie jego ciepły oddech. Był coraz bliżej.
- Co jest grane? - zapytał nagle, gwałtownie się odsuwając.
Otworzyłam oczy, ale ciemność nie zniknęła. Z przerażeniem zauważyłam, że moje skrzydła przestały świecić. Otaczała nas zupełna czerń.
- Jak Ci na imię? - kolejny raz palnęłam coś bez sensu.
- Will. Choć to nie najlepszy moment na zapoznania - zauważył z ironią.
- Lirea. Daj mi rękę, Will. Inaczej się zgubimy - poprosiłam.
Znalezienie mnie zajęło mu chwilę, ale w końcu poczułam jego ciepłą skórę na swojej dłoni.
Usiedliśmy. Baliśmy się iść dalej.
- Will?
- Tak?
- Co jeśli już na zawsze tu zostaniemy?
- Wtedy będziemy najszczęśliwszym Człowiekiem i Elfem, na świecie! - choć go nie widziałam, to wiedziałam, że właśnie się uśmiecha.
- Co? Dlaczego? - zaśmiałam się.
- Sama pomyśl. Możemy poznać w sobie to, co najpiękniejsze. Dusze. Możemy pokochać się za to, jacy jesteśmy, a nie za to jak wyglądamy. Docenimy w sobie to, czego inni nie potrafią docenić, bo są zaślepieni wygłądem. Nic piękniejszego nie mogło nas spotkać! Jesteś naprawdę śliczna, ale już niedługo o tym zapomnę a Twój wygląd przestanie mieć dla mnie znaczenie. Wtedy oddam Twojej duszy całe moje serce - mówił ściszonym głosem.
- Może i masz rację. To naprawdę... Wspaniałe - odpowiedziałam. Cieszyłam się, że jest ciemno, bo moją twarz zalał ogromny rumieniec.
- Co Ty na to, żeby się chwilkę przespać? - spytałam.
- Dobry pomysł - powiedział, imitując ziewnięcie.
Po omacku znalazłam jego ramię i wtuliłam się w nie. Zrobiło mi się niesamowicie ciepło. Pierwszy raz od dawna poczułam się bezpieczna. To pozwoliło mi ze spokojem odpłynąć w głęboki sen...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czekam na Wasze komentarze :)