Rozwijane menu

13 września 2015

Labirynt. Rozdział 5.

Szłam ciemmym korytarzem. Zielonkawe światło skrzydeł padało na wilgotne, obślimaczałe ściany labiryntu. W powietrzu unosił się fetor zgniłego mięsa.
Zatrzymałam się i spojrzałam w ciemność, wytężając wzrok. Po lewej stronie zauważyłam przejście. Było zaledwie kilka kroków ode mnie. Zbliżyłam się i weszłam do pomieszczenia. Kiedy tylko znalazłam się w środku, usłyszałam za plecami ogromny huk.
Odwróciłam się.
Dziurę, którą tu weszłam, zasypały głazy.
Serce podeszło mi do gardła. Byłam pewna, że już nigdy stąd nie wyjdę. Zaczęłam uderzać pięściami w skalną przeszkodę, zdzierając sobie skórę z kostek. Ze łzami w oczach odwróciłam się. Zauważyłam w oddali błyszczący punkt.
Chciałam do niego podejść, ale kiedy tylko zrobiłam pierwszy krok, on zaczął się zbilżać. Odległość między nami malała w potwornym tępie. W końcu był już na tyle blisko, że mogłam dostrzec kształt jego ciała.
To była... Jaskółka. Miała lazurowe pióra, które świeciły w ciemności i złoty dziób. Była naprawdę piękna.
Uśmiechnęłam się. Skoro są tutaj ptaki, to znaczy, że nieopodal jest wyjście. Szczęśliwa wyciągnęłam dłoń, aby jaskółka mogła na niej usiąść. Wahała się chwilę, po czym podfrunęła. Kiedy zetknęła się z moją skórą, zaczęła sinieć. Była coraz bardziej słaba. Nagle z jej ciałem zaczęło dziać się coś dziwnego. Bez ustanku zmieniało kształty. W końcu jaskółka stała się długim, ostrym nóżem. 
Przerażona wyrzuciłam go z dłoni. Ostrze z brzdękiem uderzyło o kamienie, a echo rozniosło ten dźwięk po całym pomieszczniu.
Nagle ktoś złapał mnie za gardło. Odwróciłam głowę i zobaczyłam za sobą okropną bestię, przypominającą wilkołaka. Jęknęłam. Wbiłam mu łokieć w brzuch. Z bólu poluzował uścisk. Wykorzystałam okazję i wzbiłam się w powietrze. Stwór nie mógł mnie tu dosięgnąć. Spojrzałam przed siebie. W ciemności zauważyłam tysiące małych, żółtych oczek. Było ich więcej. 
Wiedziałam, że nie mam żadnych szans na ucieczkę. Jedynym sposobem na przetrwanie był powrót po nóż i walka z wilkołakami. Tylko, że ja przecież byłam Elfem... Nigdy w życiu nie skrzywdziłam nawet muchy. Jak mam teraz zabić tyle stworzeń?!
Jeśli jednak ich nie zabiję, rozszarpią mnie. 
Pomyślałam o mamie. Przypomniałam sobie jej zatroskaną minę podczas Dnia Decyzji... Muszę walczyć! Dla niej.
Szybko poleciałam po nóż. Kiedy tylko dotknęłam stopą ziemi, dwie bestie skoczyły i powaliły mnie. Uderzyłam o ziemię z taką siłą, że na moment odebrało mi dech. Po omacku znalazłam nóż. Przewróciłam się na plecy. Stwór właśnie próbował zatopić zęby w mojej szyji, kiedy wbiłam mu nóż między oczy. Wydał z siebie głośny pisk. Poczułam ciepłą, lepką, gęstą maź na nosie. To jego krew. Ręcę zaczęły mi drżeć. Musiałam jednak być silna. Zrzuciłam z siebie truchło i wstałam, gotowa do walki z resztą stada. Z ulgą zauważyłam, że bestii już tam nie było. 
Odetchnęłam. Podeszłam do ciała wilkołaka i wyjęłam z jego głowy nóż. Mimo tego, że nie znoszę zabijać, muszę mieć przy sobie jakąś broń. 
Przez moment jeszcze wpatrywałam się w bezwładne ciało i otaczającą je kałużę krwi, po czym odeszłam w dalszą drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czekam na Wasze komentarze :)

Instagram