- Więc uważasz, że twój pokój jest nawiedzony? - pytała ciemnoskóra kobieta, z nienaturalnie wielkimi ustami.
- Tak. Mieszka w nim duch wcześniejszego lokatora - odpowiedział za mnie Arek.
Ręce wciąż mi drżały. Duch? Jaki duch? Przecież to wszystko jest niedorzeczne.
- Czy domyślacie się, kim był? - dociekała.
- To Edward - powiedziałam beznamiętnie.
- Przedstawił ci się? - zmarszczyła brwi.
Sięgnęłam posiniaczoną ręką do kieszeni i wyjęłam z niej małą, żółtą karteczkę, po której pisał Edward.
Przyglądała jej się uważnie.
- Przykro mi, ale nie jestem w stanie wam pomóc - spojrzała na mnie.
- Jak to nie jest pani w stanie?! - zerwałam się z krzesła i uderzyłam dłońmi w drewniany blat jej biurka.
Niewzruszona, patrzyła mi w oczy. Miałam tego dość. Obróciłam się na pięcie i pokierowałam w stronę drzwi.